Kto miłuje swoje życie straci je
Żyjemy w czasach podobnych do czasów św. Wojciecha.
Tysiąc lat temu Europa się chrystianizowała, szczególnie pogańska dotąd Europa Wschodnia. Był to na pewno czas wielkiego zamieszania i głębokich zmian.
Dzisiaj Europa przechodzi proces odwrotny, ulega dechrystianizacji, a można nawet powiedzieć ulega spoganieniu …
Żyjemy w świecie wywróconym do góry nogami, gdzie cnota staje przestępstwem, które się kara, a wady i przestępstwa stają się cnotą, którą się nagradza. Udowadnia się i wmawia nam, że człowiek ma prawo do zabicia drugiego człowieka w imię tolerancji i wolności. Rozmywa się i rozwadnia wszystkie normy i prawa moralne, zmienia się znaczenie słów i odmawia możliwości poznania, a nawet istnienia prawdy, jako jedynego i ostatecznego wyznacznika i regulatora naszego życia.
Najbardziej godne ubolewania jest takie całkowite pomieszanie pojęć i norm wśród katolików, uczniów Chrystusa, Który jest PRAWDĄ. Katolików oskarża się o fundamentalizm i zacofanie w imię tolerancji i wypaczonej, rzekomej „miłości bliźniego”, używając do tego nawet sprytnie zmanipulowanych cytatów z Pisma świętego. Żyjemy rzeczywiście w czasach całkowitego chaosu i zamieszania. Gubimy się w tym i bardzo często ulegamy perwersyjnym manipulacjom, a czasami tylko wzruszamy ramionami i uciekamy od odpowiedzialności i samookreślenia, mówiąc: to mnie nie obchodzi, to nie moja sprawa.
To całkowite pomieszanie i chaos jest pierwszym celem złego, który jest ojcem kłamstwa i chaosu. W niejasnym i niepewnym, pomieszanym świecie może on robić, co zechce.
Żyjemy w czasach, które można by nazwać czasami totalnego zamętu i pogubienia. I w tym zagubieniu i pomieszaniu potrzeba nam bardzo jasnych i bardzo wyraźnych wzorców.
Jakie wartości są konieczne? Czego nam dzisiaj trzeba aby się temu procesowi przeciwstawić?
Jak sądzę takim wzorcem i odpowiedzią jest patron dnia dzisiejszego …
Św. Wojciech biskup i męczennik urodzony w 956, początkowo był biskupem Pragi. Został nim w 983 roku, mając zaledwie 27 lat.
Wprowadzenie zasad życia wspólnego szło opornie wśród duchowieństwa katedralnego. Św. Bruno z Kwerfurtu stwierdza, że „duchowni żenili się jawnie”. Możnych zraził sobie Wojciech przypomnieniem zakazu wielożeństwa, gromieniem za wiarołomność oraz za związki małżeńskie z krewnymi. Nie liczono się ze świętami, łamano posty. Kiedy Wojciech zobaczył, że jego napomnienia są daremne, a złe obyczaje dalej się szerzą, po pięciu latach rządów (983-988) postanowił opuścić swą stolicę. Wyrzucony ze swego biskupstwa w Pradze udał się do Rzymu i na Awentynie wstąpił do klasztoru benedyktyńskiego w roku 990.
Po trzech i pół roku Wojciech opuścił klasztor, zabrał ze sobą kilkunastu zakonników z opactwa i założył nowy klasztor w Brzewnowie pod Pragą. Potem zabrał się do budowy kościołów tam, gdzie były osady ludzkie. Dotąd bowiem kościoły były w zasadzie jedynie przy grodach możnych panów. W porozumieniu z księciem wprowadzono dziesięciny, aby Kościołowi w Czechach zapewnić stałe dochody. Niestety ponownie nic z tego nie wyszło.
Po ponownej nieudanej bytności w Pradze, rozdartej waśniami i sporami o tron, św. Wojciech udaje się do Polski (996), na dwór Króla Bolesława Chrobrego i z jego pomocą wyrusza głosić Ewangelię pogańskim Jadźwingom i Prusom.
Wisłą udał się Wojciech do Gdańska, gdzie przez kilka dni głosił Ewangelię tamtejszym Pomorzanom. Stąd udał się w dalszą drogę. Aby nie nadawać swojej misji charakteru wyprawy wojennej, Wojciech oddalił żołnierzy. Niedługo potem dziki tłum otoczył misjonarzy i zaczął im złorzeczyć. Jeden z pogan uderzył biskupa wiosłem w plecy, aż mu brewiarz wypadł z rąk. Kiedy Wojciech zorientował się, że Prusy nie chcą nawrócenia, postanowił zakończyć misję powrotem do Polski. Prusowie poszli za nim. Miejsca męczeńskiej śmierci nie udało się uczonym dotąd zidentyfikować. Mogło to być w okolicy Elbląga lub Tękit (Tenkitten). 23 kwietnia 997 roku w piątek o świcie zbrojny tłum Prusów otoczył trzech misjonarzy: św. Wojciecha, bł. Radzima i subdiakona Benedykta Boguszę. Ledwie skończyła się odprawiana przez biskupa Wojciecha Msza św., rzucono się na nich i związano ich. Zaczęto bić Wojciecha, ubranego jeszcze w szaty liturgiczne, i zawleczono go na pobliski pagórek. Tam pogański kapłan zadał mu pierwszy śmiertelny cios. Potem 6 włóczni przebiło mu ciało. Odcięto mu głowę i wbito ją na żerdź. Przy martwym ciele pozostawiono straż. W chwili zgonu Wojciech miał 41 lat.
Ciało Wojciecha, wykupione od pogan złożone zostało w Gnieźnie, które stało się siedzibą pierwszej, polskiej metropolii.
Warto sobie o tym przypominać w tym jubileuszowym roku chrześcijaństwa na ziemiach Polskich. 1050 lat temu, jednym z tych, którzy przynieśli nam Chrystusa „światło na oświecenie pogan” był właśnie ten człowiek, który w życiu swoim zaznał na własnej skórze tego o czym wspomnieliśmy na początku, zamiszania, pogubienia, odrzucenia, niezrozumienia, pogardy …
Św. Wojciech na pewno wiedział, co go czeka w niebezpiecznej podróży misyjnej. Jest pierwszym kanonizowanym patronem naszego narodu, tym którego krew męczeńska stała się posiewem wiary w początkach chrześcijaństwa na ziemiach słowiańskich Jest świadkiem wiary, jej zwiastunem i głosicielem, niosącym Chrystusa „po najdalsze krańce ziemi„.
Nie umiłował swojego życia i umiał je poświęcić innym, Chrystusowi, Kościołowi, ewangelizacji. Bez pracy i poświęcenia takich ludzi niemożliwa by była chrystianizacja, rozwój Kościoła nie tylko w tych odległych czasach ale i współcześnie (kilka tysięcy misjonarzy pracujących w krajach misyjnych zginęło w ciągu ostatnich lat). Ta praca -wydawać by się mogło- niepozorna i nieefektowna przynosi jednak owoce. Nie byłoby polskiego chrześcijaństwa, bez ludzi takich właśnie, jak św. Wojciech, św. Stanisław, benedyktyńscy bracia misjonarze. Nie byłoby w ogóle chrześcijaństwa bez krwi pierwszych męczenników. Ci pierwsi misjonarze na ziemiach słowiańskich przynosili nie tylko Ewangelię i kulturę, ale –jak św. Cyryl, św. Metody, św. Benedykt, czy dzisiejszy patron św. Wojciech jednoczyli, a nawet tworzyli Europę. I o tym także warto pamiętać, kiedy widzimy, jak wielu współczesnych polityków chciałoby to wymazać z naszej historii.
Czy zdajemy sobie z tego sprawę? Czy jesteśmy świadomi i tego, że my także jesteśmy misjonarzami dla naszych bliskich, dla naszych znajomych, dla tych, którzy być może poprzez nasze, dobre życie znajdą drogę do Boga?
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.