XXII Niedziela w ciągu roku – C

Syr 4,17-18. 20. 28-29

Synu, w sposób łagodny prowadź swe sprawy, a każdy, kto jest prawy, będzie cię miłował. O ile wielki jesteś, o tyle się uniżaj, a znajdziesz łaskę u Pana. Wielka jest bowiem potęga Pana i przez pokornych bywa chwalony. Na chorobę pyszałka nie ma lekarstwa, albowiem nasienie zła w nim zapuściło korzenie. Serce rozumnego rozważa przypowieści, a ucho słuchacza jest pragnieniem mędrca.

Hbr 12,1819. 22-24a

Nie przystąpiliście bowiem do dotykalnego i płonącego ognia, do mgły, do ciemności i burzy ani też do grzmiących trąb i do takiego dźwięku słów, iż wszyscy, którzy go słyszeli, prosili, aby do nich nie mówił. Wy natomiast przystąpiliście do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego, do niezliczonej liczby aniołów, na uroczyste zebranie, do Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, do Boga, który sądzi wszystkich, do duchów sprawiedliwych, które już doszły do celu, do Pośrednika Nowego Testamentu – Jezusa, do pokropienia krwią, która przemawia mocniej niż [krew] Abla.

Łk 14,1.7-14

Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. Opowiedział więc zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie pierwsze miejsca wybierali. Tak mówił do nich: Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by czasem ktoś znakomitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: Ustąp temu miejsca; i musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce. Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. Wtedy przyjdzie gospodarz i powie ci: Przyjacielu, przesiądź się wyżej; i spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony. Do tego zaś, który Go zaprosił, rzekł: Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych.

Absolutny brak realizmu

Słuchając słów dzisiejszej Ewangelii mam wrażenie jakby Jezus rzeczywiście „spadł z nieba”, albo „urwał się z choinki”. Rady dawane faryzeuszom wydają się być absolutnie nierealne. Przecież każdy ma obowiązek dbać o swoje PR, każdy człowiek przy zdrowych zmysłach, a tym bardziej każdy, kto chce coś w życiu osiągnąć musi dbać o swój „image”, a zaniedbanie tego prowadzi w sposób natychmiastowy do „salonowej śmierci” i jest niczym innym jak „socjalnym samobójstwem”. Gdybyśmy odważyli się postępować tak, jak naucza Mistrz w dzisiejszej przypowieści stracimy nie tylko „szacunek u wielkich”, ale narazimy się na śmieszność, na docinki i etykiety w rodzaju: „fajtłapa”, ‚nieudacznik”, „niedorajda”, „gbur”, itp. Czy rzeczywiście muszę stawać na ostatnim miejscu, usuwać się w cień i być aż tak naiwnym i niezaradnym żeby wejśc do Królestwa Niebieskiego? Czy na tym ma polegać bycie uczniem Chrystusa, aby być tak nierealnie pokornym i beztrosko niezaradnym?

Nierealnie –dla współczesnego świata- brzmią rady:
– „nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów„,
– „zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych„.

A jeśli do tego dodać jeszcze rady w Księgi Syracha:
– „w sposób łagodny prowadź swe sprawy„,
– „o ile wielki jesteś, o tyle się uniżaj„, to już w ogóle trudno zrozumieć o co chodzi.

Niestety takie jest właśnie rozumowanie wielu, bardzo wielu współczesnych, także tych, którzy oficjalnie przyznają się do Chrystusa. Jakże jednak prawdziwe są słowa końcowe dzisiejszego pierwszego czytania: „na chorobę pyszałka nie ma lekarstwa, albowiem nasienie zła w nim zapuściło korzenie”, ale i słowa samego Chrystusa: „każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony„.

Matka TeresaOd razu przypomina mi się lato roku 1997. Zmarła wtedy Matka Teresa z Kalkuty, Agnes Gonxha Bojaxhiu, kobieta, która przez 40 lat swojego życia po prostu pomagała ludziom mimo wielorakiej krytyki . Jej śmierć zbiegła się w czasie ze śmiercią dwóch innych, „wielkich” tego świata: księżnej Diany i byłego prezydenta Zairu Mobutu Sese Seko. Pomyślałem sobie wtedy:

Oto umierają zarówno książęta jak i żebracy ….
a jak to jest po tamtej stronie?
kto jest pierwszym, kto ostatnim …
kto naprawdę wielkim, a kto malutkim …
kto nadal pokornym i żyjącym w miłości …
kto aroganckim i żyjącym w chciwości i nienawiści …
kto pokornym, a kto pysznym i zarozumiałym …
kto wygrał chociaż pozornie przegrał …
a kto przegrał chociaż wydawało mu się, że wygrał?

A jak w tym wszystkim wygląda ta kobieta beatyfikowana 19 pażdziernika 2003, Matka Teresa z Kalkuty? Była mała, czy wielka. Służyła, czy pozwalała sobie służyć …., była pierwsza czy ostatnia? Za kilka dni, 4 września będzie kanonizowana, a kto dzisiaj pamięta Mobutu Sese Seko czy nawet Księżnę Dianę? Kto będzie o nich pamiętał za kilka, kilkanaście lat?

Sic transit gloria mundi … Tak przemija chwała tego świata …

A PR i „image” nie sa ostatecznymi wyznacznikami prawdziwego człowieczeństwa.

Czy rzeczywiście Chrystus ze swoim nauczaniem jest tak bardzo nierealny? Czyż nie jest właśnie tak, że: „ostateczną odpłatę każdy otrzyma przy zmartwychwstaniu„?

Kto się wywyższa będzie poniżony …

Jakby potwierdzeniem i rozszerzeniem Ewangelii z ubiegłej niedzieli są słowa dzisiejszej Ewangelii. Jakże często w naszym codziennym życiu bywa tak, że jedni ustawicznie szukają zaszczytów i honorów, a inni … stoją jakby w cieniu, niezauważeni, zepchnięci na margines, czasami pogardzani. Czy nie jest i tak, że jesteśmy grzeczni, usłużni, a nawet czołobitni wobec tych, od których się czegoś spodziewamy, którzy są naszymi zwierzchnikami lub od których coś w naszym życiu zależy? Ale wobec innych, podwładnych, nieznajomych, biednych i ubogich jesteśmy niegrzeczni, aroganccy, lekceważący?

Czy wszystko o robię, nie robię przypadkiem interesownie, mając na celu jedynie i wyłącznie zysk? A moje „dobre uczynki”, czy również nie są jedynie wyrachowanym szukaniem pochwał, samozadowolenia, uznania u innych? „Niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa„, a ja tak często chciałbym aby wszyscy widzieli, jaki to jestem dobry i miłosierny, jaki życzliwy i usłużny … A czy grzeczny i usłużny nie jestem też tylko faryzejsko i na pokaz, żeby mnie inni widzieli i chwalili?

Trudno jest żyć tak, jak wymaga i zaleca nam Chrystus. Trudno, bo jest to przeciwko naszemu najgłębszej i najtrudniejszej do wyplenienia wadzie, przeciwko pysze. A tak trudno rozpoznać pychę w sobie, tak trudno z nią walczyć … szczególnie jeśli przykryta jest fałszywą pobożnością i grzecznością na pokaz.

Czy ja nie szukam swojej chwały?
Czy się nie wywyższam, bo uważam, że to mi się należy, że jestem kimś?
A przecież jestem nikim !!!
A ty, który szukasz zaszczytów i chwały,
a innych traktujesz arogancko i z góry … czy pamiętasz o tych słowach:
kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony …

26.08. Uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej

Prz 8,22-35

Pan mnie stworzył, swe arcydzieło, jako początek swej mocy, od dawna, od wieków jestem stworzona, od początku, nim ziemia powstała. Przed oceanem istnieć zaczęłam, przed źródłami pełnymi wody; zanim góry zostały założone, przed pagórkami zaczęłam istnieć; nim ziemię i pola uczynił – początek pyłu na ziemi. Gdy niebo umacniał, z Nim byłam gdy kreślił sklepienie nad bezmiarem wód, gdy w górze utwierdzał obłoki, gdy źródła wielkiej otchłani umacniał, gdy morzu stawiał granice, by wody z brzegów nie wyszły, gdy kreślił fundamenty pod ziemię. Ja byłam przy Nim mistrzynią, rozkoszą Jego dzień po dniu, cały czas igrając przed Nim, igrając na okręgu ziemi, znajdując radość przy synach ludzkich. Więc teraz, synowie, słuchajcie mnie, szczęśliwi, co dróg moich strzegą. Przyjmijcie naukę i stańcie się mądrzy, pouczeń mych nie odrzucajcie! Błogosławiony ten, kto mnie słucha, kto co dzień u drzwi moich czeka, by czuwać u progu mej bramy, bo kto mnie znajdzie, ten znajdzie życie i uzyska łaskę u Pana;

(lub) Iz 2,2-5

Stanie się na końcu czasów, że góra świątyni Pańskiej stanie mocno na wierzchu gór i wystrzeli ponad pagórki. Wszystkie narody do niej popłyną, mnogie ludy pójdą i rzekną: Chodźcie, wstąpmy na Górę Pańską do świątyni Boga Jakubowego! Niech nas nauczy dróg swoich, byśmy kroczyli Jego ścieżkami. Bo Prawo wyjdzie z Syjonu i słowo Pańskie – z Jeruzalem. On będzie rozjemcą pomiędzy ludami i wyda wyroki dla licznych narodów. Wtedy swe miecze przekują na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy. Naród przeciw narodowi nie podniesie miecza, nie będą się więcej zaprawiać do wojny. Chodźcie, domu Jakuba, postępujmy w światłości Pańskiej!

Ga 4,4-7

Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo. Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze! A zatem nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej.

J 2,1-11

Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: Nie mają już wina. Jezus Jej odpowiedział: Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja? Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: Napełnijcie stągwie wodą! I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu! Oni zaś zanieśli. A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem – nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli – przywołał pana młodego i powiedział do niego: Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory. Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie. Następnie On, Jego Matka, bracia i uczniowie Jego udali się do Kafarnaum, gdzie pozostali kilka dni.

2014_02_24 23.54.53.000Obecna zawsze przy swych dzieciach

Czuwająca obecność Maryi – to główna myśl dzisiejszej Ewangelii. Ona z delikatnością czuwa i dostrzega braki i kłopoty, i z takąż samą delikatnością wstawia się za nami u swojego Boskiego Syna, Jezusa Chrystusa. Jest przecież Matką, a matka nie może inaczej, jak właśnie czuwać z delikatnością i prostotą nad dobrem swoich dzieci. Mądrość zaś dzieci polega na zaufaniu Matce, na posłuszeństwie i na uwierzeniu, że Ona naprawdę troszczy się o dzieci. Tylko, że ta Szczególna Matka, szczególna jeszcze bardziej w dziejach narodu Polskiego stale nam przypomina: „Zróbcie wszystko, cokolwiek Syn mój wam powie.” Ta zachęta brzmi przez pokolenia i przez wieki i stale jakoś jest lekceważona w naszym życiu. Tak wielkie nabożeństwo mamy do Matki, Królowej, Jasnogórskiej Pani. Wielkie pielgrzymkowe tłumy ściągające z całej Polski do Częstochowy, a jednocześnie tyle w nas niewiary, prywaty, obojętności na potrzeby innych, obłudy, egoizmu, niesprawiedliwości. Ona umiała zauważyć brak i potrzebę swoich bliskich i zaradzić temu w sposób delikatny i troskliwy … A my? Raczej rzadko albo w ogóle nie …. My widzimy tylko koniec własnego nosa i nasze własne potrzeby i biedy …. „Zróbcie wszystko, cokolwiek Syn mój wam powie”, a my raczej nie chcemy Go słuchać, my raczej nie chcemy iść za Jej mądrym głosem i wolimy robić to, co nam się podoba i to, co nam akurat odpowiada. Smutna to rzeczywistość, takiej polskiej maryjnej pobożności, bardzo często tylko tkliwej i na pokaz.

Jej mądrość i matczyna dobroć serca mogłyby nas wiele nauczyć. Jej poddanie woli Bożej, Jej troskliwość i umiejętność dostrzegania ludzkiej biedy i ludzkiego nieszczęścia … mogłyby okazać się pomocne i w naszym życiu codziennym, społecznym, rodzinnym i sąsiedzkim, ale … niestety nie umiemy niczego się nauczyć, albo nie chcemy … Ona obecna zawsze przy swoich dzieciach i zatroskana o ich dobro, chce nam otworzyć oczy, a i serca nasze, abyśmy i my -czyniąc to co Syn Jej nam każe- umieli znaleźć prawą drogę w naszej codzienności. Tylko czy my chcemy słuchać Jej głosu i Jej rady? Czy my chcemy się od Niej czegoś nauczyć?

Święta Boża Rodzicielko, naucz nas troskliwej wrażliwości na potrzeby bliźnich.

Homilia alternatywna

2014-03-21 21.46Fenomen maryjny Polaków

Historia Polski związana jest od wieków niewątpliwie z osobą Niepokalanej Dziewicy. Jasna Góra z obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej jest niekwestionowaną religijną stolica Polski. Pielgrzymki sierpniowe ściągają na jasnogórskie wały tłumy ludzi i to nie tylko Polaków. Jest to, sierpniowe pielgrzymowanie niezwykłym fenomenem socjologicznym, religijnym i duchowym. Szkoda tylko, że w wielu wypadkach fenomen ten ogranicza się do tych kilku sierpniowych dni. Na co dzień bowiem wydaje się jakbyśmy o naszej Matce zapominali, jakbyśmy zapominali o Jej słowach tak zdecydowanych i klarownych z dzisiejszej Ewangelii: „Zróbcie wszystko, cokolwiek mój Syn wam powie”. Tak trudno jest nam przetłumaczyć narodowe i religijne uniesienia na język codziennego życia, tak trudno jest nam zaufać, zawierzyć, że Bóg dając nam Matkę, daje nam Ją, jako Matkę obecną w codzienności i nie oczekuje od nas jedynie euforycznych uniesień, a raczej religijnego kształtowania naszego codziennego życia. Tak trudno jest nam zawierzyć słowom Matki, Która kieruje nas wprost i bezpośrednio do Chrystusa. Czyżby miała się powtórzyć historia Izraela, o którym Bóg przez usta proroka Izajasza mówi: „ten lud zbliża się do Mnie tylko w słowach, i sławi Mnie tylko wargami, podczas gdy serce jego jest z dala ode Mnie; ponieważ cześć jego jest dla Mnie tylko wyuczonym przez ludzi zwyczajem …” (Iz 29:13)?

A Europa patrzy na Polskę z nadzieją, że nasza religijność pomoże Europie odnaleźć to co ona zagubiła w swoim dobrobycie … Czy Polska rzeczywiście nie ma takiej właśnie misji do spełnienia? Czy nie po to, Maryja została ogłoszona Królową Polski, aby dać współczesnej spoganizowanej Europie na powrót Chrystusa? A może warto przypomnieć, że Polski Papież przez prawie 27 lat swego pontyfikatu stale wskazywał na Jej szczególną rolę w życiu Kościoła i naszego Narodu. Jego „TOTUS TUUS” – Cały Twój – mógłby przecież być hasłem życia każdego Polaka.

Święta Boża Rodzicielko, naucz nas wrażliwości na nauczanie Jezusa Chrystusa, na Odwieczne Słowo Boże.

XXI Niedziela w ciągu roku – C

Iz 66,18-21

A Ja znam ich czyny i zamysły. Przybędę, by zebrać wszystkie narody i języki; przyjdą i ujrzą moją chwałę. Ustanowię u nich znak i wyślę niektórych ocalałych z nich do narodów Tarszisz, Put, Meszek i Rosz, Tubal i Jawan, do wysp dalekich, które nie słyszały mojej sławy ani nie widziały mojej chwały. Oni ogłoszą chwałę moją wśród narodów. Z wszelkich narodów przyprowadzą jako dar dla Pana wszystkich waszych braci – na koniach, na wozach, w lektykach, na mułach i na dromaderach – na moją świętą górę w Jeruzalem – mówi Pan – podobnie jak Izraelici przynoszą ofiarę z pokarmów w czystych naczyniach do świątyni Pana. Z nich także wezmę sobie niektórych jako kapłanów i lewitów – mówi Pan.

Hbr 12,5-7.11-13

A zapomnieliście o upomnieniu, z jakim się zwraca do was, jako do synów: Synu mój, nie lekceważ karania Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Bo kogo miłuje Pan, tego karze, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje. Trwajcież w karności! Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi. Jakiż to bowiem syn, którego by ojciec nie karcił? Wszelkie karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości. Dlatego wyprostujcie opadłe ręce i osłabłe kolana! Proste czyńcie ślady nogami, aby kto chromy nie zbłądził, ale był raczej uzdrowiony.

Łk 13,22-30

Tak nauczając, szedł przez miasta i wsie i odbywał swą podróż do Jerozolimy. Raz ktoś Go zapytał: Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni? On rzekł do nich: Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie będą mogli. Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: Panie, otwórz nam! lecz On wam odpowie: Nie wiem, skąd jesteście. Wtedy zaczniecie mówić: Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś. Lecz On rzecze: Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy opuszczający się niesprawiedliwości! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, gdy ujrzycie Abrahama, Izaaka i Jakuba, i wszystkich proroków w królestwie Bożym, a siebie samych precz wyrzuconych. Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym. Tak oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi.

zagubiony

Kto będzie zbawiony?

Pytanie to dla chrześcijan, dla uczniów Chrystusa –wydawać by się mogło, że- jest najważniejsze. A jednak …? a jednak dzisiaj tak wielu zdeklarowanych uczniów Chrystusa wcale się tym pytaniem nie przejmuje. Wydaje się, że żyjemy w cywilizacji zafascynowanej doczesnością i to, co poza nią wykracza jest dla nas zbyt odległe i nierealne. Niewielu jest takich, którzy zadawaliby sobie takie pytania, niewielu jest takich, którzy szukaliby na nie odpowiedzi. Wystarczy pooglądać dyskretnie twarze słuchaczy niedzielnych kazań. Nie ma znaczenia czy ksiądz ględzi, czy mówi z zapałem i do rzeczy, nie ma znaczenia czy mówi o sprawach błahych i nieważnych czy o sprawach istotnych i głębokich, twarze wielu słuchaczy niedzielnych kazań wyrażają całą gamę uczuć od znudzenia i apatii, po dezaprobatę i zniecierpliwienie. Co się stało z naszymi „ludźmi wierzącymi”, co się stało z naszą wiarą i poszukiwaniem ostatecznego celu całego naszego ziemskiego życia?

Próbowałem kiedyś zadać takie pytanie w szkole. Reakcja? „Czy ksiądz nie ma ciekawszych tematów na katechezę?” Próbowałem rozmawiać na ten temat z kilkoma (dobrymi) znajomymi. Reakcja? „Wiesz, życie jest już wystarczająco męczące że nie trzeba go utrudniać takimi fundamentalnymi pseudo-problemami. Niech się tym martwi Pan Bóg.” Niestety, obawiam się, że nawet Chrystus miałby problem z zainteresowaniem współczesnych katolików sprawami zbawienia i wieczności.

Dlaczego?

Faktem jest, że jesteśmy zmęczeni zalewającą nas ilością informacji i potopem wiadomości lejącym się ze wszystkich mass-mediów. Faktem jest, że życie we współczesnym świecie drenuje nas fizycznie i psychicznie i nie pozostawia ani czasu ani ochoty na pogłębioną refleksję nad jego sensem, celem i końcem. Faktem jest, że trudno znaleźć czas i nastrój do podjęcia tego typu refleksji. Faktem jest, że żyjemy coraz bardziej powierzchownie i ślizgamy się tylko po naskórku, bo na nic innego nie mamy już sił. A jednak …. A jednak pytań takich nie można uniknąć. Powracają one najczęściej w sytuacjach granicznych; jakiegoś niepowodzenia, choroby, śmierci kogoś bliskiego, w sytuacjach kiedy okazuje się, że nasze codzienne rozwiązania i odpowiedzi są za krótkie, niewystarczające, że ostatecznie nie dają żadnych odpowiedzi i zostawiają nas w pustce.

Czy nie warto więc jednak zadawać sobie takich pytań: „kto może być zbawionym, jak to zbawienie osiągnąć?” aby, kiedy to już przyjdzie nie zastać drzwi zamkniętych i nie wołać z rozpaczą: „Panie, otwórz mi! Przecież byłem katolikiem!” Może warto teraz zadawać sobie takie pytania, aby nie usłyszeć: „Nie znam cię i nie wiem, skąd jesteś”.

*********************************

… tak oto są ostatni , którzy będą pierwszymi …

i są pierwsi, którzy będą ostatnimi Wstrząsające są i wzburzające te słowa. Czy ja aby nie zaliczam się do tych pierwszych, którzy będą ostatnimi? Czy ja aby nie zapomniałem się i nie sprowadziłem mojej wiary do chełpliwego obnoszenia się i pokazywania jej tylko na zewnątrz? Czy ja aby nie chcę wejść do Królestwa Bożego przez zbyt szerokie drzwi moralnego laksyzmu, krocząc zbyt wygodną i komfortową drogą mojego konformizmu? Czy nie „przykroiłem” sobie chrześcijaństwa na moją własną miarę, tak aby mnie ono zbytnio nie uwierało i nie przeszkadzało robić ziemskich interesów? „A skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie …” czy ja przypadkiem nie znajdę się na zewnątrz i nie będę próbował usprawiedliwiać się i argumentować podobnie: „Panie przecież znałem tylu księży i z biskupami zasiadałem przy stole … uczestniczyłem w procesjach, i w kościele w pierwszych ławkach miałem wykupione miejsce …

A może pogardzam lub nawet nie zauważam tych ostatnich, którzy O ZGROZO!!! będą pierwszymi, bo nie ułatwiali sobie chrześcijaństwa i nie próbowali go pogodzić ze złem.

Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym …” – a ja czy tam będę? A czy dla mnie znajdzie się tam miejsce, czy też będę próbował załatwić to sobie, po znajomości, tak jak to robiłem przez całe życie?

Ciasna jest brama, która prowadzi do Królestwa i wąska droga,
a ja otworzyłem sobie szeroko drzwi i wyasfaltowałem drogę, aby mi było wygodniej. Tylko, dokąd mnie one zaprowadzą?

Czy na pewno wystarczy mi przebiegłości i sprytu, aby wejść do Królestwa Bożego?
Czy w ogóle przebiegłość i spryt, konformizm i dyplomacja do Królestwa Bożego prowadzą?