zeświecczenie …

„W moim środowisku, warszawskich trzydziestolatków od paru lat widzę postępującą w nieobserwowanym dotąd tempie erozję, wypłukiwanie wiary. Czasami rzecz zaczyna ocierać się o Monty Pythona. Ostatnio byliśmy ze znajomymi na filmie Lot 93. Gdy wyszliśmy z kina, rzucili — niby nie do mnie, ale z wyraźną troską i współczuciem: „Widzisz, do czego może prowadzić religijny fanatyzm?”. Najpierw mnie zatkało. Później odpowiedziałem żartem, że jasne, mają rację. I że gdy chodzę codziennie na mszę świętą, tak naprawdę umawiam się tam z podobnymi świrami jak ja, by któregoś dnia obwiesić się różańcami i porwać PKS do Grójca. O pewnych rzeczach nie wypada myśleć, mówić, zajmować się nimi. I oczywiście możemy zacząć lamentować nad tym, że społeczeństwo nam świecczeje, pytanie tylko, co zrobiliśmy, żeby ci ludzie autentycznie poznali Jezusa, żeby Kościół nie kojarzył im się z semantyczną wydmuszką, którą jest słówko „fanatyzm”, z lustracją, biskupem politykiem czy czymś w tym guście. To dlatego stawiam tezę, że trzeba „uciec w głąb”.”

Szymon Hołownia w www.wiara.pl

zbliżają się Rekolekcje Wielkopostne …

Od Środy Popielcowej czyli od 21 lutego rozpoczniemy regularne Wielkopostne ćwiczenia duchowne. Zapraszam na stronę internetową – Rekolekcje Wielkopostne

Niedługo ruszy też bardziej całościowy i zbiorczy serwis Wielki Post

brak realizmu …

Idealizacja rzeczywistości i odmowa widzenia jej ciemnych stron nie jest wcale jej naprawianiem, ale tchórzliwym unikiem i bardzo szkodliwym brakiem realizmu.

Jeśli ktoś odmawia uznania faktu istnienia zła we współczesnym świecie lub to zło wstydliwie kamufluje ugrzecznionym uśmiechem tzn., że nie tylko mija się z prawdą i tym bardziej szkodzi rzeczywistości, ale zło popiera i sprzyja jego rozwojowi.

Nie można stale chować głowy w piasek. Warto przeczytać sobie taką oto opowiastkę:

Pewien dumny i wykształcony struś dawał na pustyni lekcje strusim pisklętom na temat wyższości ich gatunku nad innymi.
– Jesteśmy największymi ptakami, co oznacza, że jesteśmy najważniejsi.
Wszyscy uczniowie przytakiwali mu:
– Oczywiści! Oczywiście! Tylko rezolutny struś imieniem Oliwier stawiał kłopotliwe pytania:
– Ale my nie potrafimy latać do tyłu, tak jak to robią kolibry – powiedział odważnym głosem.
– I co z tego, za to koliber nie jest związany ze swoim terenem.
– Oczywiście! Oczywiście! – powtarzały wszystkie strusie, oprócz Oliwiera.
– Znosimy największe, a jednocześnie najładniejsze jajka – kontynuował stary nauczyciel.
– To nieprawda, jajka rudzika są ładniejsze – zaprzeczył Oliwier.
– Z jajek rudzika wykluwają się jedynie rudziki – odburknął stary struś. Rudziki umieją jedynie wydziobywać polne glisty i tyle!
– Oczywiście! Oczywiście! – wykrzykiwały wszystkie strusie poza Oliwierem.
– My potrafimy chodzić na czterech palcach podczas gdy człowiek potrzebuje ich aż dziesięć – przypominał swoim uczniom stary nauczyciel.
– Ale człowiek potrafi latać nawet na siedząco podczas, gdy my nie umiemy latać w ogóle – skomentował Oliwier.

Stary struś zmierzył go surowym wzrokiem.
– Człowiek przemierza kulisty świat nazbyt szybko. Wkrótce wpadnie na siebie od tyłu i nie będzie nawet wiedział, że to, co na niego wpadło to on sam.
– Oczywiście! Oczywiście! – krzyczały wszystkie pozostałe strusie.
– Poza tym w niebezpiecznych momentach stajemy się niewidzialni chowając naszą głowę w piasek – wyskandował nauczyciel. Nikt inny nie umie tego zrobić.
– Jak możemy wiedzieć, ze nikt nas nie widzi, kiedy to my sami nic nie widzimy? – zapytał Oliwier.
– Demagogia – wykrzyknął stary struś i wszystkie pozostałe strusie powtarzały:
– Demagogia – nie znając nawet znaczenia tego słowa

I właśnie w tym momencie, zarówno nauczyciel jak i jego uczniowie usłyszeli jakiś złowrogi hałas, który podobny był do grzmotu i zbliżał się coraz bardziej w ich stronę. Nie był to huk wydobywający się z nieba ale złowrogi tętent nieprzebranej hordy rozwścieczonych słoni w pełnym natarciu, które przestraszone nie wiadomo czym gnały na oślep przed siebie.

Start struś wraz ze swoimi uczniami schował natychmiast głowę w piasek. Tylko Oliwier ukrył się za pewną, znajdującą się nieopodal wielką skałą i tam pozostał aż do chwili, w której rozwścieczona horda zniknęła. Kiedy wydostał się zza niej zobaczył rozorany piach, pokryty martwymi ciałami i pierzem: to było wszystko, co pozostało ze starego nauczyciela i jego uczniów. By upewnić się Oliwier zwołał apel, ale jedyne imię które odpowiedziało mu na jego wołanie było jego własnym.

– Oliwier – zawołał.
– Obecny – odpowiedział sobie. Było to jedyny żywy głos usłyszany na pustyni.

za Bruno Ferrero „Czy jest tam ktoś? Krótkie opowiadania dla ducha.”

bez komentarza 🙂