„Orędzie s. Łucji o początku III wojny światowej.”

 Polska jako jedyna ocaleje!

Siostra Łucja miała objawienia Matki Bożej także wtedy, kiedy przebywała już w klasztorze w Coimbrze. Niektóre z Orędzi przekazała za pośrednictwem ojca Augustyna Fuentesa. Zakonnik ten, będąc postulatorem w procesie beatyfikacyjnym Franciszka i Hiacynty, miał zgodę Ojca Świętego na kontaktowanie się z ostatnią wizjonerką objawień w Fatimie. Przekazane przez Maryję Orędzia dotyczą między innymi trzeciej wojny światowej, zaburzeń w przyrodzie i… przyszłości Polski.

Więcej TUTAJ

Ciekawe, że koreluje to z „Niesamowita wizja dla Polski mistyczki Teresy Neumann

więcej TUTAJ

współczesna mentalność

Innym przejawem współczesnej religijnej biedy lub mizerii jest coś, co określiłbym bardzo surowo mianem „szczeniackiej mentalności rozkapryszonego dziecka”. Mentalność taka wyraża się w przekonaniu: „Wierzę w Boga, jeśli Bóg spełnia moje życzenia, zachcianki i kaprysy, a jeśli nie to przestaję w Niego wierzyć a nawet Go ukaram i przestanę się modlić i chodzić do kościoła”. Iluż ludzi odchodzi od Kościoła, od wiary i od sakramentów tak właśnie rozumując?

Taka mentalność rozkapryszonego dziecka nie chce i nie może zrozumieć, że matka nie pozwala bawić się dziecku na środku ruchliwej ulicy nie dlatego, że go nie kocha, ale właśnie dokładnie przeciwnie dlatego, że go kocha i chce chronić dziecko przed niebezpieczeństwem i katastrofą. Rozkapryszone dziecko oczywiście nie przyjmie takiego rozumowania i będzie dogłębnie przekonane, że matka jest zła, zawistna, mściwa i w ogóle czyni życie dziecka nieznośnym.

O ile jednak może to być zrozumiałe w przypadku rozkapryszonego dziecka, to trudno jest zrozumieć taką „filozofię” w przypadku osoby dorosłej. W obydwu przypadkach jest to jednak efekt podstawowego braku, a mianowicie BRAKU ZAUFANIA, braku zawierzenia. Dziecko nie ufa swojej matce, nie wierzy że ona chce jego dobra, bo ona odmawia mu „przyjemności”, zabawy, nie spełnia jego zachcianek i kaprysów. W przypadku dorosłego sytuacja jest podobna. Nie wierzy on, nie ufa Bogu, Który samym Dobrem, że Bóg go kocha i chce dla niego dobra, odmawiając mu „przyjemności”, czy nawet dopuszczając czasami cierpienie i ból.

Cierpienie ma sens jedynie wtedy, gdy zaufamy Bogu, gdy uświadomimy sobie, ze Bóg zbawił świat nie przez magiczne i łatwiutkie sztuczki, ale przez swoje własne cierpienie na krzyżu.

Bóg istnieje …

 

‚Pewien mężczyzna wszedł do zakładu fryzjerskiego, by podciąć sobie włosy i przystrzyc brodę. Gdy fryzjer zaczął go strzyc, rozpoczęli pogawędkę. Rozmawiali o różnych sprawach i poruszali najróżniejsze tematy. Dotknęli też kwestii Boga.

– Ja nie wierzę, że Bóg istnieje – stwierdził fryzjer.

– Dlaczego pan tak mówi? – zapytał klient.

– Wystarczy wyjść na ulicę, żeby uzmysłowić sobie, że Boga nie ma. Niech pan powie, czy gdyby Bóg istniał, byłoby tylu chorych ludzi? Tyle porzuconych dzieci? Jeśli Bóg jest, dlaczego wokół tyle cierpienia i bólu? Nie mogę jakoś wyobrazić sobie kochającego Boga, który pozwala na to wszystko.

Klient zamyślił się. Nic nie odpowiedział, bo nie chciał się sprzeczać. Fryzjer skończył strzyżenie i klient wyszedł. Tuż za drzwiami, zobaczył na ulicy faceta z długimi, polepionymi, brudnymi włosami i zaniedbaną brodą. Był brudny i rozczochrany.

Klient zawrócił i znowu wszedł do fryzjera.

– Wie pan co? Fryzjerzy nie istnieją!

– Bzdury pan opowiada. Jestem fryzjerem i istnieję. Dopiero co pana ostrzygłem…

– Nie! Fryzjerów nie ma! Gdyby byli, nie byłoby facetów z długimi włosami i nieprzyciętymi brodami, jak ten na ulicy.

– Ależ skąd, fryzjerzy istnieją, a tak się zdarza, gdy ludzie do nich nie przychodzą.

– I właśnie o to chodzi – przytaknął klient i wyszedł z zakładu…’