głoszenie Chrystusa …

Podstawowym i nieodzownym warunkiem skutecznego głoszenia Chrystusa jest słuchanie tego, co On ma do powiedzenia i posłuszeństwo Ewangelii przekazywanej przez Kościół. Chrystus dał Dobrą Nowinę nie pojedynczym kapłanom czy wiernym, ale Kościołowi. Kapłan, który kontestuje i neguje nauczanie Kościoła nie może oczekiwać, że jego głoszenie Słowa Bożego będzie skuteczne, a wprost przeciwnie taka postawa niszczy Kościół założony przez Chrystusa na fundamencie (skale) Piotra i jego wiary. Niestety wielu księży uważa, że Chrystus „pokpił sprawę przy zakładaniu Kościoła” i oni muszą to poprawić i założyć Kościół na nowo, ale przedtem trzeba go zdemontować. A są i tacy, którzy uparli się, że przepiszą Słowo Boże na nowo i poprawią Dobra Nowinę, bo jest albo niekompletna, albo przynajmniej w niektórych miejscach błędna. Naprawdę  nie jest łatwo być świadkiem Jezusa. Jedynym rozwiązaniem jest absolutna wierność Słowu Wcielonemu, a nie chęć przypodobania się wiernym.

nowe stworzenie …

Pierwszym i najważniejszym aktem zbawczym Jezusa Chrystusa nie jest uzdrowienie ciała, czy nakarmienie głodnych, ale uwolnienie od grzechu, bo to grzech (grzech pierworodny) jest przyczyną chorób i nieszczęść człowieka. Dlatego ważniejsze jest leczenie duszy, nie ciała, leczenie przyczyn, nie skutków. Ci którzy chcieliby sprowadzić zbawcze dzieło Jezusa do leczenia chorób i karmienia głodnych spłycają Jego misję i odzierają z jej najgłębszych perspektyw. Jezus nie chce tylko powierzchownie leczyć i naprawiać skutki grzechu pierworodnego. On chce dogłębnie uleczyć całe stworzenie i stworzyć wszystko nowe. Jezus nie jest powierzchownym aktywistą społecznym, ani członkiem organizacji „lekarze bez granic”, On jest Zbawicielem świata. Metafizyka zła i zniszczenia, metafizyka grzechu który zapanował w świecie po upadku pierwszych rodziców może być pokonana tylko przez metafizykę dobra i miłości, przez nowe stworzenie. To co irracjonalne, to co antylogiczne, to co należy do do metafizyki zła, może być pokonane tylko przez to co dobre, to co racjonalne i pełne ładu, przez to co jest metafizyką istnienia. Bo metafizyka dobra, to metafizyka stwarzania, jedności, miłości, piękna i prawdy. Cierpienie i śmierć są pierwszym efektem grzechu, siłą zła, przekleństwem jakie spadło na człowieka po grzechu, ale też sposobem na pokonanie zła i grzechu. Cierpienie i śmierć Chrystusa zadają grzechowi i złu ostateczną śmierć. To przez śmierć na krzyżu Jezus pokonał zło i zadał grzechowi ostateczny cios. Cierpienie bez Chrystusa ma moc niszczycielską,a le cierpienie z Chrystusem ma moc zbawczą. Warto też pamiętać i o tym, że kto szuka Chrystusa bez krzyża znajdzie krzyż bez Chrystusa i to jest prawdziwa katastrofa życiowa. „Jezus Chrystus jest pośrednikiem Nowego Przymierza, ażeby przez śmierć, poniesioną dla odkupienia przestępstw, popełnionych za pierwszego przymierza, ci, którzy są wezwani do wiecznego dziedzictwa, dostąpili spełnienia obietnicy.” (Hbr 9:15) „Dlatego też jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli … A przecież śmierć rozpanoszyła się od Adama do Mojżesza nawet nad tymi, którzy nie zgrzeszyli przestępstwem na wzór Adama. On to jest typem Tego, który miał przyjść, … aby jak grzech zaznaczył swoje królowanie śmiercią, tak łaska przejawiła swe królowanie przez sprawiedliwość wiodącą do życia wiecznego przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego.” (Rz 5:12, 14, 21) „Trzeba, ażeby to, co zniszczalne, przyodziało się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodziało się w nieśmiertelność. A kiedy już to, co zniszczalne, przyodzieje się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodzieje się w nieśmiertelność, wtedy sprawdzą się słowa, które zostały napisane: Zwycięstwo pochłonęło śmierć. Gdzież jest, o śmierci twoje zwycięstwo? Gdzież jest, o śmierci, twój oścień?” (1 Kor 15:53-55) Cierpienie, nieracjonalne i niewytłumaczalne, zło, grzech mogą nas pokonać, mogą nas złamać jeśli będziemy próbować sobie z nimi radzić o własnych siłach. Ale też mogą być pokonane, przezwyciężone, uzdrowione na najgłębszym poziomie jeśli podamy je Chrystusowi. On właśnie po to przyszedł na świat, po to stał się człowiekiem, po to poniósł śmierć na krzyżu, aby … „przezwyciężyć śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucić światło przez Ewangelię … „ (2 Tm 1:10)

chrześcijaństwo, a uniesienia i wizje …

Chrześcijaństwo nie ma nic wspólnego z transem, uniesieniami i wizjami. Kto szuka takich stanów to się pomylił wybierając religię Jezusa Chrystusa. Mistyka chrześcijańska nie jest poszukiwaniem psychologicznych stanów uniesienia, samozadowolenia i ekstazy. Jest raczej bardzo bolesnym i głęboko oczyszczającym doświadczeniem Boga, Który jedynie jest Święty i Który wypala w nas wszystko co nie jest święte. To nie uniesienia, transy, wizje czy ekstazy.

Religia Jezusa Chrystusa, wyznawana przez Kościół Katolicki to religia realistyczna, która jest świadoma ludzkiej słabości i podatności na zło, która daje bardzo konkretne praktyczne wskazówki jak temu złu zaradzić. A Jezus oczekuje od swoich uczniów nie ekstaz i uniesień, ale mówi im raczej: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.” (Mt 16:24-25)

Kto więc szuka ekstaz i uniesień w chrześcijaństwie ten srodze się zawiedzie.

trudne warunki, nierealne wymagania …


„Potem mówił do wszystkich: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa.

Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?” (Łk 9:23-25; Mk 8:34-37; Mt 16:24-25)

Bardzo jasne ale i bardzo trudne wymaganie, bardzo trudny warunek bycia uczniem Chrystusa … zaprzeć się samego siebie, zanegować samego siebie, wyrzec się siebie, zapomnieć o sobie …

Jak, jeśli stale jestem zawiedziony, rozczarowany, niezadowolony, bo coś nie idzie po mojej myśli, bo ktoś mnie skrytykował, bo wymagania moralne Kościoła są zbytnio wygórowane, bo Kościół nie rozumie mojej sytuacji życiowej, bo ksiądz w konfesjonale był zbyt wymagający, bo przykazani są wygórowane? Jak zaprzeć się samemu sobie, jak zapomnieć o sobie, jak stracić swoje życie kiedy najważniejszym słowem w moim słowniku jest małe słówko „JA”. JA sądzę, JA uważam, JA chcę, JA nie chcę, JA się zgadzam, JA się nie zgadzam, stale i ustawicznie powtarzane, na różne sposoby odmieniane „JA”, „MNIE”, „MOJE” … Jakże mogę się zaprzeć, jakże mogę zapomnieć o sobie, jeśli cały mój światek jest egocentryczny, egoistyczny, zbudowany i obwarowany wokół „JA”?

Jakże mogę wziąć mój codzienny krzyż na ramiona jeśli moim największym marzeniem, pragnieniem, snem śnionym nieprzytomnie jest maksimum przyjemności przy minimum odpowiedzialności? Jakże mogę wziąć mój krzyż jeśli stale poszukuję tylko samospełnienia, przyjemności, zadowolenia? Jakże mogę iść za Chrystusem jeśli od dzieciństwa uczono mnie że ja jestem najważniejszy i spełniano wszystkie moje zachcianki i fanaberie. Jakże mogę się zaprzeć samemu sobie skoro od najmłodszych lat byłem przyzwyczajony do bycia pępkiem świata?

W ostatnich latach, aby mnie nie dołować i nie doprowadzać do frustracji wprowadzono ideę powszechnej tolerancji, jako wartości naczelnej ludzkiego życia. Robię wszystko żeby nic mnie nie uwierało, nic mi nie przeszkadzało, czy to fizycznie czy psychicznie, wszystko ma być wygodne, skrojone na miarę, dopasowane. Dobre samopoczucie stało się jedną z naczelnych wartości całego systemu kształcenia, stylem życia, wartością samą w sobie. Jakakolwiek krytyka jest niedopuszczalna, zabroniona, w złym tonie, jest obrzydliwa i nieznośna, bo mnie dołuje, doprowadza do frustracji, zniechęcenia, depresji. Wszystko należy więc tolerować, akceptować, w imię wolności, dobrego smaku, równości i równouprawnienia.

Jak w tym wszystkim, w całej tej perwersyjnie permisywistycznej mamałydze samouwielbienia i samospełnienia iść za Chrystusem? Jak się zaprzeć samemu sobie? Jak zgodzić się na krzyż ?

PRZECIEŻ TO NIEMOŻLIWE !!!!

Jakie jest więc wyjście z sytuacji? Nie mogę odrzucić siebie i swoich przyzwyczajeń, swojego egoistycznego życia, egocentrycznego światka, więc ???? odrzucam Chrystusa, bo niemodny, bo nieludzki, bo nie rozumie, bo zbyt wymagający, bo nieżyciowy, bo … itd., itp.

I w takiej perspektywie oczywiście nie rozumiem absolutnie słów: „Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci ?”.