XXVII Niedziela w ciągu roku – C

Ha 1,2-3; 2,2-4

Dokądże, Panie, wzywać Cię będę – a Ty nie wysłuchujesz? Wołać będę ku Tobie: Krzywda [mi się dzieje]! – a Ty nie pomagasz? Czemu każesz mi patrzeć na nieprawość i na zło spoglądasz bezczynnie? Oto ucisk i przemoc przede mną, powstają spory, wybuchają waśnie. Odpowiedział Pan tymi słowami: Zapisz widzenie, na tablicach wyryj, by można było łatwo je odczytać. Jest to widzenie na czas oznaczony, lecz wypełnienie jego niechybnie nastąpi; a jeśli się opóźnia, ty go oczekuj, bo w krótkim czasie przyjdzie niezawodnie. Oto zginie ten, co jest ducha nieprawego, a sprawiedliwy żyć będzie dzięki swej wierności.

2Tm 1,6-8.13-14

Z tej właśnie przyczyny przypominam ci, abyś rozpalił na nowo charyzmat Boży, który jest w tobie przez włożenie moich rąk. Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia. Nie wstydź się zatem świadectwa Pana naszego ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według mocy Boga! Zdrowe zasady, któreś posłyszał ode mnie, miej za wzorzec w wierze i miłości w Chrystusie Jezusie! Dobrego depozytu strzeż z pomocą Ducha Świętego, który w nas mieszka.

Łk 17,5-10

Apostołowie prosili Pana: Przymnóż nam wiary. Pan rzekł: Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze, a byłaby wam posłuszna. Kto z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: Pójdź i siądź do stołu? Czy nie powie mu raczej: Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił? Czy dziękuje słudze za to, że wykonał to, co mu polecono? Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać.

Gdyby wiara wasza była jak ziarno gorczycy

Rzeczywiście, gdyby wiara moja była chociażby jak ziarno gorczycy mógłbym góry przenosić … Ale niestety nie jest i dlatego niejednokrotnie tak bardzo cierpię, bo nie umiem zaufać Bogu, bo za bardzo liczę na własne siły, na moje koneksje, znajomości i układy, na mój spryt i przebiegłość… I co więcej, uważam się za wierzącego, za kogoś, komu należy się szacunek i takie lub inne „Boże usługi”. Nie ma we mnie pokory sługi, ani wiary dziecka. Nie ma we mnie radości i prostoty. Jest nadal skomplikowane balansowanie pomiędzy dobrem, a złem, pomiędzy obowiązkiem, a przykazaniem, pomiędzy tym co muszę, a tym co mogę… I dlatego za Habbakukiem powtarzam: „Dokądże, Panie, wzywać Cię będę – a Ty nie wysłuchujesz? Krzywda [mi się dzieje]! – a Ty nie pomagasz?

Zastanawiam się więc uczciwie i rzeczowo; dlaczego moja wiara jest taka słaba i mała? Zastanawiam się coraz bardziej i dochodzę do wniosku, że jest to wynik zaniedbania i lekceważenia z mojej strony. Ja jej po prostu nie rozwijam, nie pielęgnuję. Uznałem ją –już kiedyś, dawno temu- za coś gotowego, za coś, w co zostałem wyposażony i coś, co jest statyczne. A przecież wiara jest jak ziarno i domaga się troski, rozwoju, pielęgnacji, doglądania, pogłębiania. Wiara nie jest meblem, który się raz kupiło i postawiło pod ścianą. Wiara jest rzeczywistością dynamiczną i zarazem osobistą. To ja mam ją rozwijać, to ja mam ją pogłębiać, to ja mam czynić ją żywą i znaczącą w moim życiu. A skoro odłożyłem ją –jak świąteczne ubranie- na półkę i używam tylko od czasu do czasu, „na niedzielę” lub rzadziej, „od święta” to czemu się dziwię, że zbutwiała, że stała się przykrótka i po prostu mi „nie leży”?

I dlatego w moim stosunku do Boga jestem letni i nijaki, w moim stosunku do człowieka, jestem egoistyczny i zachłanny, jestem obojętny i pokrętny w moim życiu codziennym i stale się tylko domagam i żądam, skarżę i narzekam. Rok za rokiem mija bezpowrotnie, a w moim życiu nic się nie zmienia, bo wiara mis się sfilcowała, bo zjadły ją mole codziennych trosk, grzechów i upadków. A wiara to przecież wierność i zaufanie, a w moim życiu nie ma, ani jednego ani drugiego. Jest tylko pokrętne kombinowanie, jakby tu wyjść na swoje. I dlatego proszę razem z Apostołami:

Panie, przymnóż mi wiary, umocnij moją nadzieję
i miłość uczyń prawdziwą, a nie egoistyczna, nie obłudną.

W naszym życiu religijnym zadowalamy się bardzo często jedynie powierzchownym rytuałem czy rutynowym odmówieniem paciorka. Ale czy to wystarczy?

Czy taka rutyna i powierzchowny rytuał to rzeczywiście modlitwa? Czy jest to na pewno spotkanie z Bogiem? Czy to jest właśnie pogłębiona i autentyczna wiara?

Niezwykle głębokie myśli

Alicja Lenczewska

7 listopada

Wszelkie sytuacje trudne, zwłaszcza te „beznadziejne” dane są ci po to, abyś zwracała się do Mnie o pomoc. Pragnę prowadzić cię i nieść poprzez twoje ziemskie życie. Pragnę, abyś nieustannie była zwrócona do Mnie. Abyś liczyła na Mnie, a nie na siebie i braci twoich. Pragnę poprzez twoją słabość objawiać Moją obecność przy tobie i w świecie — Moją dobroć, łaskawość i moc. A nade wszystko chwałę Boga – Króla i Pana wszelkiego stworzenia.” [Słowo pouczenia, 48]

12 września

Jeśli chcesz komuś przychylić nieba, to musisz wchłonąć w siebie piekło, jakie go dotyka.
Zło istnieje realnie i tylko ofiara miłości może je umniejszyć.
Z wielkiej ofiary płynie wielkość unicestwiania zła.
Aby uczynić wiele dobra, musisz przyjąć wiele zła.
To zło, jakie przyjmujesz, wyraża się w bólu, który cię dotyka.

Jeśli miłość w tobie jest większa niż ból – zbawiasz, jak Ja zbawiłem poprzez Moją ofiarę miłości z Siebie.” [Świadectwo, 946]

Już chociażby te dwa cytaty z tekstów Alicji Lenczewskiej pokazują ogromną głębię pouczeń, jakich udzielał jej Zbawiciel. To nie są słodkie, łzawe, tkliwe czy lukrowane obrazeczki. To są twarde i zmuszające do myślenia słowa, które trudno jest przyjąć bez protestu i buntu wewnętrznego, bez głębokiej refleksji -a w końcu- pokornego uznania ich prawdziwości. Dla wielu jest to niestety tylko „mowa trawa”, dla innych są to niemożliwe do zaakceptowania wymagania i nadmierne utrudnianie życia. Są i tacy, dla których jest to nieuprawnione utrudnianie i komplikowanie i tak już trudnej sytuacji katolików, a religia ma być przecież „łatwiutka” i „przyjemniutka”. Ale są i tacy, którzy będą argumentowali, że takie mówienie wcale nie pogłębia ani nie umacnia wiary. A przecież każde zdanie wymusza potrzebę zatrzymania się i zastanowienia. Jakiekolwiek mogą być reakcje …. Warto te słowa przeczytać i zainteresować się całością rozmów Zbawiciela z Alicją Lenczewską.

Alicja Lenczewska zmarła w Szczecinie 5 stycznia 2012 roku. Ta mało znana mistyczka zostawiła nam poruszające dzienniki, w których zapisała słowa, jakie – za jej pośrednictwem – Pan Jezus kieruje do każdego z nas.

Tutaj link, do księgarni internetowej, gdzie można nabyć jej książki :

 

XII Niedziela w ciągu roku – B

Hi 38,1-11

I z wichru Pan odpowiedział Hiobowi tymi słowami:
Kto bramą zamknął morze, gdy wyszło z łona wzburzone,
gdym chmury mu dał za ubranie, za pieluszki ciemność pierwotną?
Złamałem jego wielkość mym prawem, wprawiłem wrzeciądze i bramę.
I rzekłem: Aż dotąd, nie dalej! Tu zapora dla twoich nadętych fal.

2Kor 5,14-17

Albowiem miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że skoro Jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli. A właśnie za wszystkich umarł /Chrystus/ po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał. Tak więc i my odtąd już nikogo nie znamy według ciała; a jeśli nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to już więcej nie znamy Go w ten sposób. Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe.

Mk 4,35-41

Gdy zapadł wieczór owego dnia, rzekł do nich: Przeprawmy się na drugą stronę. Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim. Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy? On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: Milcz, ucisz się! Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary? Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?

12 Niedz r B

Tonie łódź naszego wygodnego życia.

Najpierw zauważmy, że to z inicjatywy samego Jezusa ma miejsce przeprawa na drugą stronę jeziora. To Chrystus rzekł do swoich uczniów: „przeprawmy się na drugą stronę”.

Jako Syn Boży doskonale wiedział, że w czasie przeprawy będzie miała miejsce burza.

Niemniej jednak, po wejściu do łodzi najspokojniej w świecie kładzie się  spać w tyle łodzi na wezgłowiu.

Można więc zaryzykować stwierdzenie, że Chrystus zaaranżował całe to wydarzenie, aby wystawić wiarę swoich Apostołów na próbę.

Czy my obecnie nie znajdujemy się w podobnej łodzi? Łódź mojego życia jest szarpana wiatrami, bo zerwał się gwałtowny wicher i fale coraz mocniej uderzają o tę łódź, próbując ją zatopić. Wszystko się sypie i na horyzoncie widać ruinę. I wydaje się, że rzeczywiście łódź moja się topi. Może to być łódź Kościoła, łódź naszego życia społecznego, zawodowego, rodzinnego czy osobistego. Wydaje nam się, że ta łódź tonie, a …  Jezus!?!?!? beztrosko śpi sobie gdzieś i o mnie się nie troszczy, „nic Go to nie obchodzi, że giniemy„.

A może On właśnie chce wystawić naszą wiarę na próbę?

Na temat testu wiary zobacz:

Książka zatytułowana: „Mów do
ludzkich sumień – 2. Wiara i nauka, a Prawda
” stanowi próbę uczciwego pokazania, że wiara i rozum
wzajemnie się nie wykluczają, lecz przeciwnie, uzupełniają. Autor ks. Kazimierz Kubat (Salwatorianin) przez 16 lat pracował w Afryce, jako misjonarz: w Zairze, Tanzanii i w Archipelagu Komorów. Książka, którą proponuje jest rodzajem kontrybucji dla misji.
Jak zaznaczono na okładce, „cały dochód z jej dystrybucji jest przeznaczony na pomoc dzieciom w Afryce”. Można ją zamówić na stronie – http://mow2.kazania.org/.

Jakże wam brak wiary …?

Pytanie Apostołów: „Kimże właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?” jest nie tylko wyrazem lęku i zdziwienia, ale i wyrazem niezrozumienia, a w końcu rzeczywiście braku wiary, co też Jezus Apostołom wyrzuca: „Jakże wam brak wiary! ” Gdyby Apostołowie wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem – Synem Bożym nie dziwiłoby ich to co robi, fakt, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne.

Czy jednak i w nas nie ma ostatecznie tegoż samego braku wiary? Czy kiedy pytamy w sytuacjach trudnych: „A gdzież jest Bóg, dlaczego On nic nie czyni?„, czyż nie wyrażamy tegoż samego braku wiary co Apostołowie? Bóg i Jego prawa, Jego dzieła, Jego przykazania są dla nas niezrozumiałe, niepojęte, są nielogiczne, czasami pozbawione sensu, a czasami nawet gorszące. Czy nie jest to -ostatecznie- odwołanie tego co wyznajemy w Credo: „Wierzę w Boga Wszechmogącego„. Jeśli wierzę w Boga Wszechmogącego, co więcej w Ojca, to dlaczego tak bardzo dziwi mnie, czy nawet gorszy to, co On robi, to co On ode mnie oczekuje, wymaga? Jeśli wierzę, to dlaczego się dziwię, dlaczego wątpię, dlaczego nie chcę Mu zawierzyć i zaufać? Przecież sam fakt, że On jest Bogiem Wszechmogącym, tłumaczy wszystko. Jeśli wierzę w Niego, to dlaczego nie chcę uwierzyć Jemu, że On może, że On ma prawo, że On jest naprawdę Wszechmogący? Gdybym naprawdę wierzył w Boga i wierzył Bogu, wtedy nic by mnie nie, ani nie dziwiło, ani nie gorszyło, ani nie przerażało, ani nie wywoływało mojego oburzenia, czy zniechęcenia.

Hiob z pierwszego czytania jest wzorem takiej właśnie wiary. W najtrudniejszych momentach swego życia on zawierzył Bogu do końca i bezgranicznie. On zaufał Bogu i nic go ani nie dziwiło, ani nie gorszyło, ani nie zniechęcało, bo wiedział, że Bóg może wszystko. A ja zadaję zdziwione pytania: „Kimże On jest?„. A ja tylko twierdzę, że wierzę w Boga, ale żyję tak, jakby On nie istniał, twierdzę, że jestem wyznawcą Chrystusa, ale żyję po swojemu i to, czego Chrystus ode mnie wymaga wydaje mi się nierealne, niemożliwe, przeciwne mojej naturze … I tenże Chrystus stawia mi słuszny zarzut: „Jakże ci brak wiary„.

Panie spraw, abym nie tylko teoretycznie wierzył w Ciebie, ale także abym wierzył Tobie.

Homilia alternatywna

Żyjemy w czasach burz

Nieporozumienia w rodzinie, kłopot ze znalezieniem uczciwej i zapewniającej godziwe utrzymanie pracy, polityczne i ekonomiczne szwindle i kanty w kraju, europejskie i międzynarodowe konflikty i problemy; Ukraina i problemy emigracyjne, wzrost terroryzmu i zagrożenie ze strony fundamentalistów islamskich, niepewność jutra, co najmniej kontrowersyjne ideologie i eksperymenty socjologiczne, wzrost liczby zachorowań na raka, wzrastająca ilość wypadków samolotowych i drogowych, alarmistyczne wieści o nieodwracalnych i katastroficznych zmianach klimatycznych, ekscytujące i bardzo często jedynie sensacyjne doniesienia z Watykanu … i można by tę listę wydłużać w nieskończoność. Oglądanie TV i śledzenie portali internetowych przygnębia, frustruje, doprowadza do bezsilnej złości czy zniechęcenia a nawet depresji. Ludzie są widocznie coraz bardziej nerwowi i aroganccy …, a kto nie chce zwariować nie ogląda TV i nie czyta gazet.

To wszystko prowadzi nieuchronnie do jednego i wcale nie przesadzonego stwierdzenie: ŻYJEMY W CZASACH BURZ. I jak Apostołowie w łodzi na jeziorze chcielibyśmy zawołać: „Boże, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” Wydaje nam się bowiem, że Bóg gdzieś śpi, że nie interesuje się naszym życiem, Kościołem, swoimi uczniami. Wydaje się nam że Bóg nas opuścił, że o nas zapomniał, że świat się powolutku wali w gruzy, a Boga to nie obchodzi.

Tylko czy tak naprawdę jest? Czy rzeczywiście to wszystko wina Pana Boga, obojętnego na nasze kłopoty? Czy nie jest tak, że my wszyscy jakoś dołożyliśmy do tego ręki naszą obojętnością, chciwością, arogancją, egoizmem, niemoralnością? Czy nie jest tak, że przypominamy sobie o Bogu jedynie w chwilach trudnych i kryzysowych, zgodnie z polskim przysłowiem: „jak trwoga, to do Boga„? Czy nie należałoby zwracać się jednak Niego słowami „Jezu ufam Tobie” ustawiczne a nie tylko w chwilach burz?

Zróbmy mały, prywatny rachunek sumienia i powiedzmy sobie uczciwie: „czemu traktuję Boga tylko jak kamizelkę ratunkową, jak ostatnią deskę ratunku” żyjąc na co dzień według własnego widzimisię i własnej, egoistycznej moralności?

Skoro chcę, aby Bóg traktował mnie poważnie i troską, to może czas najwyższy abym i ja potraktował Boga poważnie, a nie tylko jak zapasowe koło w bagażniku?

XIII Niedziela w ciągu roku – B

Mdr 1,13-16.2:23-24

Bo śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie: nie ma w nich śmiercionośnego jadu ani władania Otchłani na tej ziemi. Bo sprawiedliwość nie podlega śmierci. Bezbożni zaś ściągają ją na siebie słowem i czynem, usychają, uważając ją za przyjaciółkę, i zawierają z nią przymierze, zasługują bowiem na to, aby być jej działem. Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka – uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą.

2Kor 8,7-15

A podobnie jak obfitujecie we wszystko, w wiarę, w mowę, w wiedzę, we wszelką gorliwość, w miłość naszą do was, tak też obyście i w tę łaskę obfitowali. (Nie mówię tego, aby wam wydawać rozkazy, lecz aby wskazując na gorliwość innych, wypróbować waszą miłość.) Znacie przecież łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić. (Tak więc udzielam wam rady, a to przyniesie pożytek wam, którzy zaczęliście już ubiegłego roku nie tylko chcieć, lecz i działać. Doprowadźcie teraz to dzieło do końca, aby czynne podzielenie się tym, co macie, potwierdzało waszą chętną gotowość. A gotowość uznaje się nie według tego, czego się nie ma, lecz według tego, co się ma.) Nie o to bowiem idzie, żeby innym sprawiać ulgę, a sobie utrapienie, lecz żeby była równość. Teraz więc niech wasz dostatek przyjdzie z pomocą ich potrzebom, aby ich bogactwo było wam pomocą w waszych niedostatkach i aby nastała równość według tego, co jest napisane: Nie miał za wiele ten, kto miał dużo. Nie miał za mało ten, kto miał niewiele.

Mk 5,21-43

Gdy Jezus przeprawił się z powrotem w łodzi na drugi brzeg, zebrał się wielki tłum wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem. Wtedy przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła. Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd na Niego napierał. A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o Jezusie, więc przyszła od tyłu, między tłumem, i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa. Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z dolegliwości. A Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: Kto się dotknął mojego płaszcza? Odpowiedzieli Mu uczniowie: Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: Kto się Mnie dotknął. On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości! Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela? Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: Nie bój się, wierz tylko! I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego. Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i głośnego zawodzenia, wszedł i rzekł do nich: Czemu robicie zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi. I wyśmiewali Go. Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: Talitha kum, to znaczy: Dziewczynko, mówię ci, wstań! Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.

Twoja wiara cię ocaliła …

Dwa cudowne wydarzenia opisane w dzisiejszej Ewangelii, są podobne, a zarazem różne. Córkę Jaira Jezus uzdrawia na wyraźną prośbę ojca, kobieta, która się „dopchała” do Jezusa wydaje się być w pierwszym momencie skarcona, za to co zrobiła. W obu jednak wypadkach chodzi przecież o to samo, O WIARĘ. Kiedy Jair przychodzi do Jezusa to z wiarą prosi Go o cud. On nie wątpi, że Jezus może uczynić rzecz niezwykłą, on jest przekonany, że Mesjasz jest Panem życia i śmierci. Podobnie i kobieta, która szuka sposobu chociażby tylko dotknięcia się Jezusa. Ona również jest głęboko przekonana, że Jezus jest Mesjaszem, który może jej pomóc. Ona wierzy i takie właśnie słowa pochwały swojej wiary od Chrystusa usłyszy. Wiara jest więc kluczem, który otwiera skarbiec łaski Bożej. Ale też ta wiara opiera się nie na irracjonalnych i niczym nieuzasadnionych przesłankach. Wystarczy bowiem uważnie przeczytać pierwsze dzisiejsze czytanie z Księgi Mądrości: „Bo śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie: nie ma w nich śmiercionośnego jadu ani władania Otchłani na tej ziemi. (…) Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka„. Już tylko ten fragment może nam pomóc zrozumieć, że Bóg, jest Bogiem Życia, że On nie chce i nie szuka śmierci, ni choroby, że z Niego życie emanuje, że w Nim jest Życie i pełnia i moc istnienia. Uzdrawiając kobietę w tłumie i wskrzeszając córkę Jaira, Chrystus nie czynił w sumie nic nadzwyczajnego. On działał zgodnie ze swą najgłębszą, Boską naturą. To tylko dla nas Jego działanie jest czymś niezwykłym, to tylko my -aby doświadczyć Jego życiodajnej mocy- musimy najpierw uwierzyć, że On jest Dawcą i Panem ŻYCIA nie śmierci.

Powiedzenie „wiara czyni cuda” nie jest bezpodstawne, bo rzeczywiście to wiara, głębokie przekonanie o Wszechmocy Bożej dokonuje cudów w naszym codziennym życiu. Można by jednak zapytać, dlaczego więc nie zawsze Pan Bóg dokonuje tych cudów dla nas? Dlaczego pozwala czasami, że droga nam osoba mimo naszej wiary umiera, że mimo naszej wiary dzieje się coś strasznego i przeciwnego -wydawać by się mogło- najgłębszej naturze Boga? No właśnie … dlaczego? Czy nie jest tak właśnie dlatego, że nasza wiara jest mała i słaba? „Gdyby wiara wasza była jak ziarno gorczycy … ” A może nie umiemy lub nie chcemy poznać i przyjąć woli Bożej? Albo to, co dla nas wydaje się dobre, na siłę chcemy „wmówić samemu Bogu”? Rozpoznanie i przyjęcie woli Bożej, szczególnie wtedy, gdy jest ona da nas trudna i niezrozumiała wydaje się warunkiem koniecznym i niejako uniesprzeczniającym naszą wiarę. Nie ma mowy o prawdziwej i głębokiej wierze tam, gdzie nie ma najpierw uznania i przyjęcia woli Bożej, uznania, że to ostatecznie wola Boża ma się spełnić, a nie moja, tak jak modlę się w codziennej modlitwie „Ojcze nasz … bądź wola Twoja„.

 Naucz mnie Panie, jak rozpoznawać i przyjmować Twoją wolę.
Naucz mnie Panie, jak wierzyć wiarą Maryi, Abrahama i Jaira.