II niedziela Adwentu — rok B

Iz 40,1-5. 9-11

Pocieszcie, pocieszcie mój lud! – mówi wasz Bóg. Przemawiajcie do serca Jeruzalem i wołajcie do niego, że czas jego służby się skończył, że nieprawość jego odpokutowana, bo odebrało z ręki Pana karę w dwójnasób za wszystkie swe grzechy, Głos się rozlega: Drogę dla Pana przygotujcie na pustyni, wyrównajcie na pustkowiu gościniec naszemu Bogu! Niech się podniosą wszystkie doliny, a wszystkie góry i wzgórza obniżą; równiną niechaj się staną urwiska, a strome zbocza niziną gładką. Wtedy się chwała Pańska objawi, razem ją wszelkie ciało zobaczy, bo usta Pańskie to powiedziały. Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny w Syjonie! Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny w Jeruzalem! Podnieś głos, nie bój się! Powiedz miastom judzkim: Oto wasz Bóg! Oto Pan Bóg przychodzi z mocą i ramię Jego dzierży władzę. Oto Jego nagroda z Nim idzie i przed Nim Jego zapłata. Podobnie jak pasterz pasie On swą trzodę, gromadzi ją swoim ramieniem, jagnięta nosi na swej piersi, owce karmiące prowadzi łagodnie.

2 P 3,8-14

Niech zaś dla was, umiłowani, nie będzie tajne to jedno, że jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień. Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy – bo niektórzy są przekonani, że Pan zwleka – ale On jest cierpliwy w stosunku do was. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia. Jak złodziej zaś przyjdzie dzień Pański, w którym niebo ze świstem przeminie, gwiazdy się w ogniu rozsypią, a ziemia i dzieła na niej zostaną znalezione. Skoro to wszystko w ten sposób ulegnie zagładzie, to jakimi winniście być wy w świętym postępowaniu i pobożności, gdy oczekujecie i staracie się przyśpieszyć przyjście dnia Bożego, który sprawi, że niebo zapalone pójdzie na zagładę, a gwiazdy w ogniu się rozsypią. Oczekujemy jednak, według obietnicy, nowego nieba i nowej ziemi, w których będzie mieszkała sprawiedliwość. Dlatego, umiłowani, oczekując tego, starajcie się, aby On was zastał bez plamy i skazy — w pokoju.

Mk 1,1-8

Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym. Jak jest napisane u proroka Izajasza: Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Jemu prostujcie ścieżki. Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając przy tym swe grzechy. Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym. I tak głosił: Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym.

Homilia I – Przygotujmy drogę Panu …

Każde czasy i każda społeczność ma swojego Jana Chrzciciela – o którym sam Jezus powiedział, że jest największym z proroków. Jan nie przebierał w słowach i nie był uładzonym dyplomatą, a nam tak to bardzo nie na rękę i tak „pod włos” te janowe słowa i janowe napominanie.

Takie postacie to zazwyczaj ludzie, których nie lubimy, bo pokazują nam jacy naprawdę jesteśmy, bo demaskują nasze słabości i obnażają nasze prawdziwe -nie zawsze najpiękniejsze- twarze. Tacy ludzie, jak Jan Chrzciciel, mają odwagę nazywać grzech — grzechem, świństwo — świństwem, kant — kantem. To są ludzie, którzy z Bożego posłania są prorokami przygotowującymi drogę Panu. Niewątpliwie największym prorokiem naszych czasów był Papież Jan Paweł II, ale też i Papież Benedykt XVI. Tylko kto chciał ich słuchać? I nie warto nawet wspominać innych krajów i narodów, skoro nasz własny przyjmował ich z pompą w czasie kolejnych pielgrzymek i … w większości lekceważył sobie ich słowa. Dziki kapitalizm, prywata, złodziejstwo, pijaństwo, zobojętnienie na krzywdę i biedę innych, rozwiązłość moralna, zabijanie nienarodzonych, lenistwo, arogancja, bylejakość, nieuczciwość, egoizm, znieczulica, albo zwykłe chamstwo… i można by tak jeszcze długo wyliczać. My nawet czasami przychodzimy -z patosem- do proroków naszych czasów i tłumnie uczestniczymy w pielgrzymkach, ale ich nie słuchamy, a nawet słuchając nie słyszymy, tego, co naprawdę do nas mówią, albo -po faryzejsku i z hipokryzją- odnosimy to do innych. A przecież nawet mały rachunek własnego sumienia pokaże nam nasze prawdziwe i „nieumalowane” oblicze. Adwent to czas przygotowania na przyjście Pana, ale też czas porządków… we własnym sumieniu i na własnym podwórku.

Każde czasy i każda społeczność ma swego Jana Chrzciciela – tylko czy my ich słuchamy?


Homilia alternatywna

Jak co roku w okresie Adwentu słyszymy wołanie Jana Chrzciciela:  ”Przygotujcie drogę Panu, prostujcie dla Niego ścieżki. I jak co roku wydaje się, że jest to niestety tylko „głos wołającego na pustyni„, na który nikt nie zwraca uwagi. Zaaferowani sprawami dnia codziennego, zajęci robieniem kariery, zdobywaniem pieniędzy, rozrywką, zdrowiem i innymi – niecierpiącymi zwłoki – sprawami nie mamy ani czasu, ani głowy, ani cierpliwości, aby słuchać głosu Świętego Jana Chrzciciela. Odsuwamy od siebie konieczność refleksji, bo jest ona zbyt wymagająca, bo to męczy, bo to nie pozwala żyć w rozrywkowym i bezmyślnym błogostanie.

A Jan woła razem z prorokiem Izajaszem: „ przygotujcie na pustyni drogę Panu, wyrównajcie na pustkowiu gościniec dla naszego Boga! Niech się podniosą wszystkie doliny, a wszystkie góry i pagórki obniżą; równiną niechaj się staną urwiska, a strome zbocza niziną.” A wołanie to ma nas przecież wyrwać z letargu i beznadziei, z uśpienia i marazmu. Ma pomóc uporządkować nasze życie i uczynić je życiem dziecka Bożego.

Nie rozumiemy, albo rozumieć nie chcemy tego wołania i tych słów przynaglających nas do głębszej refleksji, do spowolnienia naszego zabiegania, do zajęcia się tym, co naprawdę ważne. I dlatego ciągle znajdujemy się na pustynnych bezdrożach prowadzących donikąd. Błądzimy po tych bezdrożach z uporem i zaślepieni podsuwanymi nam przez zwariowany świat łatwymi pseudo-rozwiązaniami. A one niczego nie rozwiązują, a jedynie pogłębiają uczucie bezsensu i beznadziejności. I pogłębiają nasz stan nerwicy, depresji i zniechęcenia.

Wiemy i doświadczamy tego na co dzień, że ścieżki nasze nie są proste, że drogi naszego życia są mocno pokręcone, ale nie umiemy sobie z tym poradzić, a bardzo często także nie chcemy. Wiemy, że góry i pagórki, urwiska i strome zbocza w naszym życiu powodują wiele bólu i wiele problemów. A jednocześnie nie chcemy ich wyrównać, nie chcemy ich zniwelować. A czasami nawet – w sposób świadomy lub nie – pogłębiamy te problemy, szarpiąc się i walcząc samotnie przeciwko temu co nas przerasta.

Nie chcemy, aby Pasterz „prowadził nas łagodnie” do źródeł wód życia, nie chcemy słuchać Jego głosu, ani rad Izajasza i św. Jana Chrzciciela. I dlatego jesteśmy nieszczęśliwi, dlatego borykamy się z problemami, dla których nie potrafimy znaleźć rozwiązania. I dlatego pojawiają się coraz częściej nerwice, przygnębienie i zniechęcenie, depresja i załamanie.

A przecież, gdybyśmy posłuchali Pasterza, gdybyśmy przygotowali dla Niego drogę i wyprostowali ścieżki naszego życia, to wszystko by się ułożyło. On okazałby nam swoją łaskę i dał nam swoje zbawienie. Bo „On jest cierpliwy w stosunku do nas. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich chce doprowadzić do nawrócenia.

Dlatego, umiłowani z ufnością i wiarą oczekujmy, według Jego obietnicy, nowego nieba i nowej ziemi, w których zamieszka sprawiedliwość i nie poddawajmy się zwątpieniu, bo Jego cierpliwość i miłosierdzie są nieskończone. Niech ten okres przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia będzie także okresem „prostowania ścieżek i równania dróg naszego życia”.

Nie przegapmy kolejnego Adwentu, nie zmarnujmy go na sprawy drugorzędne i – ostatecznie – bez znaczenia. Posłuchajmy głosu Świętego Jana Chrzciciela i zróbmy coś w naszej codzienności, co pomoże nam odnaleźć sens, uspokoić życie i co uczyni je pełnym radości, mimo wszystkich zewnętrznych niedorzeczności i absurdów.

Bo rzeczywiście, Adwent to nie tylko czas oczekiwania, ale i porządkowania życia. To nie tylko czas przygotowania do świąt, ale przede wszystkim czas prostowania pokręconych ścieżek.

XV Niedziela w ciągu roku – A

 Wprowadzenie:    W czasie każdej Mszy św. Chrystus karmi nas swoim Słowem i swoim Ciałem. Z naszej strony jednak musimy się na to przygotować, otworzyć nasze uszy na przyjęcie Słowa Bożego i oczyścić nasze serca na przyjęcie Chrystusa w Eucharystii. Uciszmy nasze myśli prosząc: „mów Panie, bo słucha twój słucha”. Przygotujmy nasze serca wyznając z pokorą nasze grzechy i przyjmijmy z wdzięcznością pokarm Słowa Bożego i Ciała Pańskiego.

Iz 55:10-11

Zaiste, podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa.

Rz 8:18-23

Sądzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić. Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności – nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał – w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych. Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując <przybrania za synów> – odkupienia naszego ciała.

Mt 13:1-23

Owego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. Wnet zebrały się koło Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu. I mówił im wiele w przypowieściach tymi słowami:

Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał niektóre [ziarna] padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny.

Kto ma uszy, niechaj słucha!

Przystąpili do Niego uczniowie i zapytali: Dlaczego w przypowieściach mówisz do nich? On im odpowiedział: Wam dano poznać tajemnice królestwa niebieskiego, im zaś nie dano. Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. Dlatego mówię do nich w przypowieściach, że otwartymi oczami nie widzą i otwartymi uszami nie słyszą ani nie rozumieją. Tak spełnia się na nich przepowiednia Izajasza: Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie rozumieli: i nie nawrócili się, abym ich uzdrowił. Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli.

Wy zatem posłuchajcie przypowieści o siewcy!

Do każdego, kto słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go, przychodzi Zły i porywa to, co zasiane jest w jego sercu. Takiego człowieka oznacza ziarno posiane na drodze. Posiane na miejsce skaliste oznacza tego, kto słucha słowa i natychmiast z radością je przyjmuje; ale nie ma w sobie korzenia, lecz jest niestały. Gdy przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamuje. Posiane między ciernie oznacza tego, kto słucha słowa, lecz troski doczesne i ułuda bogactwa zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne. Posiane w końcu na ziemię żyzną oznacza tego, kto słucha słowa i rozumie je. On też wydaje plon: jeden stokrotny, drugi sześćdziesięciokrotny, inny trzydziestokrotny.

Niektóre ziarna padły na drogę …

Bardzo często doświadczamy w naszym osobistym życiu tego o czym mówi Chrystus w dzisiejszej Ewangelii. Często słyszymy Jego słowo, zachwycamy się nim, widzimy w nim mądrość i wartości jakie w sobie niesie, ale jakoś dziwnie szybko o nim zapominamy. Różnego rodzaju ptaki je wydziobują, troski dnia powszedniego je zagłuszają, wysycha i więdnie w nas, bo jest bez korzenia. A my na to pozwalamy, nie staramy się tegoż ziarna w sobie zachować, nie dbamy o jego wzrost i rozwój. Czyż i nam miałby Chrystus zarzucić: „Słuchacie a nie rozumiecie, patrzycie a nie widzicie, bo stwardniało wasze serce i uszy wasze stępiały„?

Jak to się dzieje, że o tylu już lat słucham Słowa Bożego, chociażby tylko w czasie niedzielnych Mszy świętych i jakoś jest mi ono nadal obce, nie rozumiem go i nawet nie próbuję zapamiętać?

Przed laty pracując w niewielkiej parafii zrobiłem taki mały eksperyment. Po niedzielnych Mszach świętych wychodziłem przed kościół i w przyjacielskiej rozmowie pytałem znajomych o różne drobne wydarzenia minionego tygodnia. Było to w czasie jakichś rozgrywek piłkarskich, więc pytałem o wyniki meczów, o to kto strzelił bramkę, w której minucie … itp. drobnostki. I co ciekawe większość z nich była doskonale w tym zorientowana. Tylko nieliczni usprawiedliwiali się, że ich to za bardzo nie interesuje, lub że nie pamiętają. Na zakończenie takiej rozmowy zadawałem jeszcze jedno niewinne pytanie: „A czy pamięta Pani (Pan) jakie były czytania dzisiejszej Mszy świętej?” I co ciekawe tylko nieliczni, bardzo nieliczni umieli mi na to pytanie odpowiedzieć. Większość usprawiedliwiała się brakiem pamięci, znużeniem, nieuwagą…. Jednym uchem wleciało, drugim… uleciało… ptaki niebieskie wydziobały, ciernie zagłuszyły, słońce wypaliło… Słowo Boże z mego serca….

Daj mi Panie uwagę i skupienie w słuchaniu Twego Słowa,

abym nie był jałowym polem, drogą po której wszyscy przechodzą, ziemią wyschniętą.

Czy Słowo Boże nawodniło glebę mojego serca? Czy użyźniło moją duszę? – to bardzo ważne pytania.


Homilia alternatywna

Utopieni w słowach bez znaczenia

Zdewaluowało się słowo w dzisiejszym świecie. Cieknie one zewsząd w nadmiarze i topi nas swoją pustką i bezsensem.  Bezsensowne i okrągłe mowy polityków, jałowe dyskusje, które do niczego nie prowadzą, wszechobecna i arogancka reklama, hałaśliwa muzyka… wszystko to powoduje, że nasz słuch tępieje, ze wyłączamy się i nie słuchamy co się do nas mówi. Widoczne to jest na przykład w rozmowach między ludźmi, ktoś coś mówi, a jego słuchacz bezwiednie kiwa głową i beznamiętnie powtarza: „no, no, tak, oczywiście” zupełnie nie zwracając uwagi na to co inny do niego mówi. Jesteśmy zmęczeni hałasem, szumem, potokami i strumieniami lejącego się zewsząd słowa, które nie niesie ze sobą żadnych istotnych treści. I aby się przed tym bronić zamykamy uszy. Niby słuchamy, ale nie słyszymy, czasami słuchamy i słyszymy, ale nie rozumiemy, a nawet kiedy rozumiemy to niejednokrotnie nie akceptujemy tego co słyszymy. Pojawia się jakaś wielostopniowa i wielopoziomowa głuchota. Słuchając i słysząc, rozumiejąc i nawet czasami akceptując, niejednokrotnie nie umiemy lub po prostu nie chcemy pójść za usłyszanym słowem, zastosować tego na co wyraziliśmy nawet naszą zgodę.

Dobrze, że się w ten sposób bronimy przed zalewem i powodzią słów bezsensownych, bez znaczenia, bez głębszej, wewnętrznej treści. Inaczej przecież nasz system nerwowy eksplodowałby w krótkim czasie z przesytu i nadmiaru absurdu, który nas próbuje zagarnąć. Co więcej, rozpowszechniony sceptycyzm i relatywizm powoduje, że do wszystkiego odnosimy się z dużą rezerwą, że wszystko co do nas dociera odbieramy i przyjmujemy z nieufnością i podejrzliwością, zostawiając sobie zawsze furtkę w postaci: „może tak, a może nie, kto to wie?” I znowu należy powiedzieć: „to dobrze, że jesteśmy nieufni, bo gdybyśmy tak wszystko przyjmowali bezkrytycznie, to przecież tyle bzdur i zła próbuje się nam wciskać, że od ich nadmiaru można by zwariować”.

Z drugiej jednak strony ten wszechobecny i męczący hałas i szum, wszechogarniający sceptycyzm i podejrzliwość mają i swoje ujemne skutki. Wszystkie te systemy obronne przenosimy bowiem bezkrytycznie na stosunek do Słowa Bożego. Nie słuchamy Go, wyłączamy się i Ono do nas nie dociera. A kiedy nawet do nas dociera, bardzo często nie zdajemy sobie trudu, aby je zgłębić czy zrozumieć. Niejednokrotnie nawet zrozumiawszy, nie chcemy Go zaakceptować, bo zbyt wiele od nas wymaga, bo jest czasami dla nas za bardzo radykalne. Słuchając jesteśmy głusi, rozumiejąc nie chcemy przyjąć, przyjmując nie umiemy Słowa Bożego wprowadzić w czyn, bo tak wiele nam w tym przeszkadza.

O tym wszystkim mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii używając paraboli o siewcy, podsumowując ją na zakończenie: „Słuchacie a nie rozumiecie, patrzycie a nie widzicie, bo stwardniało wasze serce i uszy wasze stępiały” Czy zdajemy sobie sprawę z tego, ze w ten sposób odcinamy się od Prawdy, od Życia, od samego Boga, Który przecież posłał swoje Słowo Przedwieczne nie po to, aby Ono nas zalało powodzią bezsensu i pustki, ale po to, aby nas zbawić?

I tak oto -z naszej winy- Słowo Boże pozostaje bezskuteczne i bezowocne w naszym życiu, bo słuchając Go nie słyszymy, nie rozumiemy, nie akceptujemy, nie zgłębiamy i nie wprowadzamy w życie, bo wydziobują je ptaki sceptycyzmu, bo zagłuszają je ciernie lenistwa i trosk codziennych, bo wysycha ono na pustyni naszych zatwardziałych serc.

A gdybyśmy Je przyjęli wydałoby Ono w nas plon … wielokrotny plon dobra.

Modlitwa wiernych

Wstęp:         Ojcze Przedwieczny, wypowiadający Stwórcze Słowo pozwól nam z uwagą słuchać Ciebie i z radością przyjmować Twoje Słowo Jezusa Chrystusa oraz mądrze i odważnie odpowiadać na Nie przez uczynki naszego życia.

1          Za Kościół Święty i Jego Pasterzy, za Papieża, biskupów i kapłanów, aby z odwagą, zapałem i hojnością siali ziarno Słowa Bożego… Ciebie prosimy,

2          Za słuchających Słowa Bożego, aby przyjmowali je z radością, z miłością pielęgnowali w swoich sercach i z odwagą wprowadzali w codzienne życie  … Ciebie prosimy,

3          Za studiujących Słowo Boże na uniwersytetach i w seminariach, aby ich studia nie tylko pogłębiały ich wiedzę, ale także umacniały ich wiarę … Ciebie prosimy,

4         Za tych, którzy Słowo Boże odrzucają, aby przez przykład naszego życia wiernego Słowu Bożemu umieli rozpoznać i usłyszeć przemawiającego do nich Ojca  … Ciebie prosimy,

5          Za wszystkich zmarłych, a szczególnie tych, którzy oddali swoje życie głoszeniu Słowa Bożego, aby zaznali radości życia wiecznego… Ciebie prosimy,

Zakończenie:                     Boże, Który przez swoje Słowo stworzyłeś świat, a po upadku go odkupiłeś udzielaj nam głębokiej wiary w moc i skuteczność Twego Słowa Jezusa Chrystusa, Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg przez wszystkie wieki wieków. Amen

Rozesłanie:            „Żywe jest Słowo Boże i skuteczne” mówi św. Paweł, ale na pewno nie będzie ono ani żywe ani skuteczne w naszym życiu jeśli nie będziemy Go słuchać i z pokorą przyjmować.

 

 

XII Niedziela w ciągu roku – A

 Jr 20:10-13

Tak, słyszałem oszczerstwo wielu: Trwoga dokoła! Donieście, donieśmy na niego! Wszyscy zaprzyjaźnieni ze mną wypatrują mojego upadku: Może on da się zwieść, tak że go zwyciężymy i wywrzemy swą pomstę na nim! Ale Pan jest przy mnie jako potężny mocarz; dlatego moi prześladowcy ustaną i nie zwyciężą. Będą bardzo zawstydzeni swoją porażką, okryci wieczną i niezapomnianą hańbą. Panie Zastępów, Ty, który doświadczasz sprawiedliwego, patrzysz na nerki i serce, dozwól, bym zobaczył Twoją pomstę nad nimi. Tobie bowiem powierzyłem swą sprawę. Śpiewajcie Panu, wysławiajcie Pana! Uratował bowiem życie ubogiego z ręki złoczyńców.

Rz 5:12-15

Dlatego też jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli… Bo i przed Prawem grzech był na świecie, grzechu się jednak nie poczytuje, gdy nie ma Prawa. A przecież śmierć rozpanoszyła się od Adama do Mojżesza nawet nad tymi, którzy nie zgrzeszyli przestępstwem na wzór Adama. On to jest typem Tego, który miał przyjść. Ale nie tak samo ma się rzecz z przestępstwem jak z darem łaski. Jeżeli bowiem przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich śmierć, to o ileż obficiej spłynęła na nich wszystkich łaska i dar Boży, łaskawie udzielony przez jednego Człowieka, Jezusa Chrystusa.

Mt 10:26-33

Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach! Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie.

Nie bójcie się, jesteście ważniejsi niż wiele wróbli …

Tak wiele zmartwień i kłopotów na co dzień, tak wiele niepewności jutra w naszym zwariowanym życiu, tak wiele trosk i przygnębiających wiadomości dookoła … Gdzie w tym wszystkim znaleźć pokój i radość życia, gdzie jest miejsce na pewność i zaufanie, gdzie poczucie bezpieczeństwa i ukojenie niepewności i lęków? Świat stał się niewątpliwie globalną wioską. I co z tego, skoro stał się też dla wielu gehenną, a dla innych złota klatką?

Z jednej strony – mogłoby się wydawać – że ludziom żyje się lepiej i szczęśliwiej, dostatniej i bardziej beztrosko. Tyle rozrywek i możliwości zabawienia się …, tyle ogromnych przedsiębiorstw produkujących tylko i wyłącznie rozrywkę. Ale z drugiej strony jesteśmy coraz bardziej świadomi, że ten „nowy wspaniały świat” nie jest wcale taki wspaniały i taki doskonały. Widzimy coraz więcej nieszczęść, sami jesteśmy ich uczestnikami. Doświadczamy coraz większego niepokoju. Mogę stracić pracę i co dalej? Nie mam wystarczająco mocnego ubezpieczenia i jeśli stracę zdrowie, to kto się mną zajmie? A co będzie, jeśli zachoruje mi dziecko, żona, mąż, skąd wezmę pieniądze na leczenie? Przede mną starość, nie odłożyłem odpowiedniej sumy na jej zabezpieczenie, bo nie było na to szansy, bo okradło mnie państwo i kto mi pomoże …? Nie mam renty, która by wystarczyła na zaspokojenie najbardziej podstawowych potrzeb, a co tu mówić o szczęśliwym i dostatnim życiu?

I na to wszystko odpowiedź Chrystusa w dzisiejszej Ewangelii: „Nie bójcie się, nawet włosy na waszych głowach są policzone. Nie bójcie się, jesteście daleko ważniejsi niż wiele wróbli”. Obyśmy tylko umieli się przyznać do Niego przed ludźmi … Obym tylko umiał wyznać, że jest On Panem mojego życia i uwierzyć, że „policzył nawet włosy na mojej głowie.”

Panie w troskach i obawach dnia powszedniego,
pozwól mi zobaczyć Twoją – nade mną – opiekę.
I pozwól mi się nie bać, bo przecież ważniejszy jestem dla Ciebie niż wiele wróbli.


Homilia alternatywna …

Szerzej o nadziei płynącej z wiary …

Proponuję poświęcić trochę czasu problemowi zniechęcenia i zobaczyć ten problem w świetle wiary. Bardzo często bowiem w naszej, trudnej polskiej rzeczywistości spotkać można ludzi wierzących, którzy ogarnięci są zniechęceniem i poczuciem bezsilności. Czy tego rodzaju postawa da się pogodzić z wiarą, czy wierząc można być zniechęconym i apatycznym? Napisałem kilkanaście miesięcy temu artykuł w formie „listu do zniechęconych”. I właściwie chciałem go w trzech kolejnych naukach – z niewielkimi zmianami – przytoczyć.

„Czuję się taka(i) zagubiona(y) i bezradna(y) i tak bardzo chciał(a)bym, żeby wszystko się zmieniło … Nie umiem sobie poradzić z życiem, stało się ono takie przytłaczające i bezsensowne, nie wiem jak wybrnąć z długów, z kłopotów, jak zapewnić dzieciom jakąś sensowną przyszłość?”

Takie i tym podobne wypowiedzi pojawiają się coraz częściej na różnego rodzaju forach, w listach, w rozmowach z ludźmi. Ludzie czują się coraz bardziej zagubieni i przytłoczeni życiem, toczącą się walką o przetrwanie czy zapewnienie sobie komfortu materialnego. Są bezradni wobec eskalacji propagandy sukcesu i dobrobytu, który jest dla wielu nieosiągalny. W czasach komunizmu taka propaganda była sterowana przez centralne ośrodki władzy politycznej. Pamiętamy, jak nam wmawiano, że gdzieś za zakrętem historii lub za horyzontem polityki kryje się wspaniały raj komunistycznego rozkwitu. A jednocześnie tylko nieliczni wybrańcy mieli do niego dostęp, zapewniony najczęściej nie tyle uczciwą pracą, co partyjną przynależnością. Dzisiaj – podobnie – usiłuje się mamić ludzi takim efemerycznym dobrobytem i sukcesem, ekonomicznym eldorado. I znowu tylko nieliczni mają do niego dostęp, i znowu nie dzięki uczciwej pracy, ale wskutek szwindli, kantów i nieuczciwości – przerażającego zestawu niemoralnych posunięć. Przodują w tym – niestety tak jak i za komuny – elity polityczne kraju. Sprawdza się nadal powiedzenie: „Polska nierządem stoi”, a prywata i egoizm rządzących są przerażające i mają się dobrze. Pozostała większość nadal żyje w biedzie i niepewności jutra. Niedawno wyczytałem gdzieś, że według Państwowego Urzędu Statystycznego ponad trzy miliony ludzi w Polsce (a więc prawie co dziesiąty Polak) żyje na pograniczu nędzy. Jak w takiej sytuacji żyć, jak funkcjonować normalnie i nie popaść w zniechęcenie? Czy wiara może nam pomóc?

Powiększa się stres psychiczny, wzrasta napięcie i nerwowość, rozprzestrzenia się beznadzieja i bezsens. Ludzie są psychicznie coraz słabsi, coraz bardziej popadają w przygnębienie, w apatię, w stan zniechęcenia i beznadziejności, rezygnacji z jakiegokolwiek wysiłku. Co najwyżej jako jedyną reakcję na pogłębiający się kryzys moralny i gospodarczy można zauważyć bezsilną złość i morderczą zazdrość.

Dla mnie każdy taki e-mail, każda taka wypowiedź to dramat, to ludzie załamani, pokaleczeni, samotni, bezradni, chorzy, nie umiejący stawić czoła pojawiającym się trudnościom, życiu, które staje się coraz bardziej bezwzględne. Jest to również świadectwo, owej niepokojącej prawdy, że znowu gdzieś panoszy się zło, a nieuczciwość bierze górę, że aroganccy cwaniacy i zarozumiali egoiści zapomnieli o drugim człowieku i jego potrzebach. To sygnał, że człowiek człowiekowi nadal wilkiem jest.

Jak takim ludziom pomóc, jak im pokazać, że sens i istota życia tkwią głębiej, że nie wszystko jest stracone? Jak ich przekonać, że mimo kłopotów i trudności, mimo przeciwności losu, mimo niedostatku warto żyć i że życie nawet niezasobne i niekoniecznie na najwyższym poziomie finansowym może być spokojne i szczęśliwe? Jak ich przekonać, że najczęściej tak wiele zależy tylko od nich samych, od ich nastawienia, od zmiany oczekiwań lub raczej ograniczenia niemożliwych do zaspokojenia wymagań? Jaką receptę na życie dać tym, którzy borykają się ze swoim życiem tak nieporadnie? Jak pomóc ludziom zagubionym, którzy mają pecha i nie umieją sobie poukładać życia, którym się nic nie udaje, którzy mimo wysiłków jakoś nie umieją uporać się z problemami egzystencjalnymi? Jak przywrócić ludziom nadzieję i sens życia? Jak rozbudzić cierpliwą, dalekosiężną wizję urzeczywistniania się dobra? Jak pokazać wreszcie, że mimo ubóstwa, czy pewnych braków materialnych można być szczęśliwym?

No i jak – przede wszystkim – samemu nie być przyczyną nieszczęść innych ludzi, czy ich biedy, jak nie być egoistą dbającym tylko i wyłącznie o swoje własne interesy i o swój własny dobrobyt? Jak być dobrym i życzliwym dla innych? Jak ratować tych z drugiej strony bariery bogactwa przed utonięciem w materialnym dobrobycie? Jak pokazać im, że szczęście nie leży w coraz bardziej zachłannym, zapamiętałym gromadzeniu rzeczy, ale w dzieleniu się? Czy wiara może nam w tym pomóc, czy jest ona rzeczywiście oddalona od życia i nierealna? Czy wiara może przywrócić sens i godność mojemu życiu?

Nie można powtarzać jakichś truizmów i dawać łatwiutkich dobrych rad, nie można zbywać takich głosów pobożnym stwierdzeniem: „będę się za ciebie modlił”.  Bo od razu przypominają mi się słowa św. Jakuba: „Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta! – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda?” [Jk 2,15-16].

Nie wystarczą moje – nawet najdłuższe – modlitwy, kiedy ktoś potrzebuje chleba, odzienia, lekarza czy świadomości spokojnego jutra! Nie wystarczą moje najszczersze słowa współczucia, kiedy on potrzebuje świadomości bycia kochanym i szanowanym! Jaki pożytek z mojej pobożnej i słodkiej minki z uładzonym uśmieszkiem przyklejonym do ust, skoro on potrzebuje przywrócenia nadziei i doświadczenia konkretnej miłości.

A z drugiej strony przecież nie stać ani mnie, (ani nikogo) na bezpośrednie finansowe wspieranie wszystkich potrzebujących, na „drukowanie i rozdawanie pieniędzy”. Na to, nie stać nawet najbogatszych. Co więcej, w wielu przypadkach byłoby to deprawujące, bo ustawiczne dawanie i pomaganie może tylko pogłębiać wewnętrzne przekonanie o nieudolności i nieumiejętności radzenia sobie w życiu. I nie chodzi nawet o to, aby nie dawać bezmyślnie, ale aby dać coś więcej niż pieniądze, czy chwilową, materialną pomoc. Chodzi o to, aby dać ludziom nadzieję, przywrócić im poczucie sensu, przywrócić im wiarę w siebie i w innych, aby uczynić świat bardziej ludzkim i życzliwym. Nie chodzi o to, aby dawać stale jałmużnę, ale o to, aby znikła potrzeba dawania jałmużny. Czasami trzeba tak niewiele pomóc, podać rękę, okazać życzliwe zainteresowanie, dobroć, uprzejmość. A czasami trzeba się umieć podzielić tym co samemu się posiada … Nie, nie rzucić ochłap jałmużny, ale się podzielić! A nam tak trudno się dzielić, bo dla nas samych nie wystarczy. Czy na pewno nie wystarczy?

Najpierw i przede wszystkim trzeba nam sobie uświadomić, że sam Bóg, Jezus Chrystus żył życiem człowieka ubogiego! I cokolwiek by powiedzieć, cokolwiek by napisać Jego życie nie było życiem w luksusach i w dostatku, a nawet nie było życiem w jakikolwiek sposób ustabilizowanym i materialnie zabezpieczonym. Rodzina z Nazaretu, to ludzie żyjący w ubóstwie, ludzie żyjący – jak większość Polaków – na granicy biedy. Oczywiście nie jest to pochwała biedy, ani apologia ubóstwa, ale czy my czasami nie przesadzamy, czy nie wpadamy niepotrzebnie i bez powodu w czarną rozpacz? Chrystus żyjący skromnie i w ubóstwie chce nam pokazać, że nie bogactwo, nie zamożność i nie materialna stabilność liczą się w życiu. Co więcej w wielu miejscach Ewangelii Chrystus pokazuje, że jest wprost przeciwnie, że bogactwo, dostatek, zamożność są bardzo niebezpieczne, bo prowadzą do pychy, do zarozumiałości. Wystarczy tylko przeczytać jego przypowieść o bogaczu i żebraku Łazarzu (Łk 16,19-31). Wystarczy posłuchać Jego Kazania na Górze ze słowami: „Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże. Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą.” (Łk 6,20.24) Wystarczy zobaczyć z jakim szacunkiem i miłością odnosił się do ludzi ubogich, aby ze zdziwieniem stwierdzić, że On sam się do nich zaliczał, że to właśnie do nich przyszedł, że im chce głosić Dobrą Nowinę. A jaka ona jest?

Jego słowa: „Nie bójcie się … Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli” [Mt 10,29-31] mają, muszą mieć (!) dla wierzącego jakieś znaczenie.

To On powtarza z mocą: „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” [Mt 6,19-21]. I nie jest to pochwała pasywności i nieróbstwa.

To On naucza: „Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego Sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy” [Mt 6,31-34]. I nie jest to apologia bezczynności i lenistwa.

O co więc chodzi w jego nauczaniu? Czy my aby o tym nie zapominamy i nie poddajemy się zbyt łatwo negatywizmowi i zniechęceniu, a patii i przygnębieniu? Czy nasza wiara nic nam nie mówi w sytuacjach trudnych, czy słowa Chrystusa są tylko pobożnym ględzeniem? Człowiek głęboko wierzący wie, że ostatecznie całe jego życie jest w ręku Boga. Robi wszystko, aby to swoje życie uczynić lepszym, ale też ma ufność w Bogu, Który powtarza mu: „jesteś daleko ważniejszy dla mnie niż wszystkie wróble świata!

Więcej rozważań na ten temat na: Strona dla zniechęconych

VI Niedziela Wielkanocna – A

Dz 8:5-8.14-17

Filip przybył do miasta Samarii i głosił im Chrystusa. Tłumy słuchały z uwagą i skupieniem słów Filipa, ponieważ widziały znaki, które czynił. Z wielu bowiem opętanych wychodziły z donośnym krzykiem duchy nieczyste, wielu też sparaliżowanych i chromych zostało uzdrowionych. Wielka radość zapanowała w tym mieście. Kiedy Apostołowie w Jerozolimie dowiedzieli się, że Samaria przyjęła słowo Boże, wysłali do niej Piotra i Jana, którzy przyszli i modlili się za nich, aby mogli otrzymać Ducha Świętego. Bo na żadnego z nich jeszcze nie zstąpił. Byli jedynie ochrzczeni w imię Pana Jezusa. Wtedy więc wkładali /Apostołowie/ na nich ręce, a oni otrzymywali Ducha Świętego.

1P 3:15-18

Pana zaś Chrystusa miejcie w sercach za Świętego i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest. A z łagodnością i bojaźnią [Bożą] zachowujcie czyste sumienie, ażeby ci, którzy oczerniają wasze dobre postępowanie w Chrystusie, doznali zawstydzenia właśnie przez to, co wam oszczerczo zarzucają. Lepiej bowiem — jeżeli taka wola Boża — cierpieć dobrze czyniąc, aniżeli czyniąc źle. Chrystus bowiem również raz umarł za grzechy, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby was do Boga przyprowadzić; zabity wprawdzie na ciele, ale powołany do życia Duchem.

J 14:15-21

Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze — Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie. Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie oglądał. Ale wy Mnie widzicie, ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was. Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie.

Duch Pocieszyciel, Duch Prawdy …

Za tydzień niedziela Wniebowstąpienia, a za dwa tygodnie Uroczystość Zesłania Ducha Świętego. I dlatego dzisiaj Kościół w liturgii Słowa przybliża nam tekst, w którym Chrystus zapowiada posłanie Ducha Świętego.

Dwa rozdziały dalej św. Jan przytacza inny tekst Zbawiciela z tej samej mowy pożegnalnej:

Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz jeszcze znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe.” (J 16,7-13)

Katechizm Kościoła tak mówi o rzeczywistości i działaniu Ducha Świętego:

1433   Od dnia Paschy Duch Święty „przekonuje świat o grzechu” (J 16, 8), to znaczy, że świat nie uwierzył w Tego, którego posłał Ojciec. Ten sam Duch, który ujawnia grzech, jest także Pocieszycielem, udzielającym ludzkiemu sercu łaski skruchy i nawrócenia. (KKK)

A św. Jan Paweł II w encyklice o Duchu Świętym Dominum et Vivificantem pisał:

Wobec świata Ducha Święty demaskuje wszystko to, co jest kłamstwem: grzech przedstawia jako grzech, i pokazuje światu prawdę o Zmartwychwstaniu Chrystusa (J 16,8: “On zaś gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie”)”.

I dlatego świat tak bardzo boi się Ducha Świętego. Dlatego diabeł, który jest panem tego świata, wprowadza do działania coraz bardziej wyszukane, „delikatne” i wysublimowane metody walki z Prawdą: metody kłamstwa, manipulacji, political correctness, wyśmiewania prawdy, ośmieszania uczciwości,  negacji prawdy przy pomocy nowych pojęć i pseudowartości takich jak: tolerancja, oskarżenie o fanatyzm, fundamentalizm, brak wyrozumiałości. Używa do tego nawet takich pojęć jak miłosierdzie (bez nawrócenia), miłość bez prawdy, uładzona i słodkawa (a jednocześnie niestrawna i fałszywa) grzeczność, obślizgłe i obrzydliwe uśmieszki przyklejone do twarzy. NIE, nie jestem zwolennikiem brutalizmu, nie głoszę chamstwa, ordynarności i grubiaństwa. Ale czasami nasze życie społeczne, ale i w nasze życie rodzinne i kościelne wciska się ta uładzona i ugrzeczniona polityczna poprawność, która nie ma nic wspólnego ani z Duchem Świętym, ani z Prawdą.

Wystarczy się rozglądnąć dookoła w naszych środowiskach, aby zobaczyć jak szatan, działając świadomie przeciwko Duchowi Świętemu, zajmuje coraz to nowe pozycje: MEDIA !!!!, przepływ informacji, nauczanie, szkoła, (genderyzm), RODZINA !!! A co się dzieje w parafiach, w kościołach, powiedzmy sobie szczerze w zakonach i wspólnotach religijnych ????

We wspomnianej już encyklice Dominum et Vivificantem św. Jan Paweł II pisze:

Duch Święty, wg. zapowiedzi Jezusa, ma doprowadzić wierzących w Chrystusa do całej prawdy, ma ich wszystkiego nauczyć. Na czym polega ta nauka? Nie chodzi św. Janowi o jakąś doktrynę, ale o życie duchowe wierzących: chodzi o świadectwo dawane Chrystusowi: “On będzie świadczył o Mnie, ale wy też świadczycie, bo jesteście ze Mną od początku” (J 15,26-27). Poprzez Ducha Świętego dokonuje się nie tylko przypomnienie tego, co uczynił Jezus, retrospekcja, ale autentyczny rozwój wiary Kościoła.

Żyjemy w czasach kiedy „dawanie świadectwa staje się coraz trudniejsze i coraz bardziej niebezpieczne.”

Trudniejsze – bo nawet samo rozeznanie, co jest prawdą, a co tylko jej podróbką jest bardzo trudne. Różni fałszywi „apostołowie” próbują poprawiać zbyt wymagającą Ewangelię i głosić jej złagodzoną, bardziej „miłosierną” formę,

Niebezpieczne – bo Prawda, Której mamy świadczyć jest największym zagrożeniem dla „ojca wszelkiego kłamstwa”.

Nie bez przyczyny Chrystus mówi o tym w sposób szczególny:  np. w Modlitwie Arcykapłańskiej:

Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą. Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie.” (J 17,17-19)

My naprawdę potrzebujemy Ducha Świętego, Ducha Prawdy, Duch Pocieszyciela.

Jesteśmy powołani do dawania świadectwa Prawdzie w Duchu Świętym.


Homilia starsza

Kto zachowuje przykazania ten Mnie miłuje

Miłość … kolejne wielkie słowo, po Prawdzie, o której słyszeliśmy w ubiegłą niedzielę. Na jej temat się dyskutuje, pisze rozprawy filozoficzne i poezję, o niej się śpiewa i marzy, o niej się mówi wiele i najczęściej bezsensownie i beznadziejnie płytko. A Jezus, który na pewno zna jej głębię i wie, o czym mówi, powtarza dwukrotnie w dzisiejszej Ewangelii, co to znaczy miłować. „Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania.” (…) oraz „Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje.” Miłość nie jest uczuciem, sentymentalizmem, zadurzeniem. Miłość jest czynem, faktem, uczciwym rozpoznaniem potrzeb i rzetelnym zachowaniem przykazań: „nie kradnij, nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kłam, nie bądź chciwy, zachłanny, szanuj ojca i matkę, czcij Boga, szanuj ludzi …” Miłość nie jest do recytowania i śpiewania, ale do czynienia. Miłość to dobro, którego udzielam innym, to szacunek i słuszny osąd swojej kondycji i potrzeb innych, to pochylenie się nad człowiekiem, to życie przede wszystkim uczciwe, rzetelne i dobre …

A my tyle o niej filozofujemy i wymądrzamy się tylko po to, aby jej nie czynić, aby jej nie okazywać. W imię miłości usprawiedliwiamy zbrodniarzy i zboczeńców. W imię miłości tolerujemy zło. Przecież to jest przewrotne i obłudne sprzeniewierzanie się i obrażanie samego Boga, Który jest Miłością.

Kto Mnie miłuje (kto w ogóle twierdzi, że miłuje), zachowuje moje przykazania.” A przykazania Boże są proste i jasne i klarowne: „Miłuj Boga i bliźniego.” Tylko że my kombinujemy i wymyślamy, byle tylko nie miłować ….

Panie wyzwól mnie z fałszywych wyobrażeń o miłości,
Panie pokaż mi jak na co dzień i bez wielkich, patetycznych słów
miłować Boga i bliźniego, nie słowami, ale czynem.