1 kwietnia – sobota IV tygodnia WP

Potępiony bez wyroku

Od księgi Wyjścia (por. Wj 12) i czterech pieśni o Ebed (Słudze) Jahwe u Izajasza (por. Iz 42, 1-3; 49, 1-6; 50, 4-11 52, 13-53, 12), poprzez Jeremiasza (por. Jr 11, 19), aż do Jana Chrzciciela (por. J 1, 29) pojawia się w Piśmie Świętym symbol niewinnego baranka, prowadzonego na rzeź dla zbawienia ludu. Cała tradycja Kościoła i egzegeza biblijna widzi w tym symbolu spełnienie się zapowiedzi mesjańskich w osobie Jezusa Chrystusa, który jak niewinny baranek został wydany na śmierć. Obraz ten ma jednak o wiele szersze znaczenie. Bo kiedy Biblia mówi: On wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby (por. Mt 8, 17; Iz 53, 4-5), to można w tym obrazie widzieć także tych wszystkich, z którymi Chrystus się utożsamia, a którzy podobnie jak On, zostali niewinnie skazani, bez wyroku i sądu, straceni, potępieni, szykanowani, represjonowani, wyrzuceni na margines (por. Mt 25, 40 i 45). Chrystus rzeczywiście wziął na siebie cierpienia nas wszystkich, a szczególnie tych najsłabszych. Obraz niewinnego baranka, to także ci, którzy w naszych czasach cierpią prześladowania i represje, o których Papież Jan Paweł II powiedział, że jest „głosem tych, którzy głosu nie mają”.

Niestety, wciąż jest tak, że ludzkie prawo i to stanowione i to zwyczajowe, umowne, często nadal potępia tych, którzy bronić się nie mogą. A jakże często my sami ferujemy jednoznaczne wyroki, oparte jedynie na pomówieniach, plotkach i oszczerstwach? Knujemy, spiskujemy, oskarżamy, obmawiamy bez wysłuchania racji drugiej strony? Jakże często tych, którzy – jak Nikodem – próbują bronić oczernianych i obmawianych, zbywamy złością i pogróżkami? Czyżbyśmy zapomnieli, że postępując w ten sposób potępiamy Chrystusa obecnego w tych „pozbawionych głosu?” A przecież Pan weźmie ich w obronę (por. Łk 18, 7-8), bo zazwyczaj potępiają ci, którzy ufają, że są sprawiedliwi, a innymi gardzą (por. Łk 18, 9).

więcej materiałów TUTAJ

Image result for jezus skazany

31 marca – piątek IV tygodnia WP

Najważniejsze wydarzenia…

W naszej wędrówce przez Wielki Post zbliżamy się coraz bardziej do Wielkiego Tygodnia: Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Pańskiego. Za dwa tygodnie Wielki Piątek, dzień w którym umarł Chrystus. Przed nami rysują się coraz wyraźniej największe wydarzenia w historii ludzkości. Z jednej strony podświadomie wyczuwamy wielkość i ważność tych wydarzeń, a z drugiej wolelibyśmy o nich nie myśleć, spychamy je na margines życia. Jezus przemawia do nas bardziej, kiedy uzdrawia (por. Mk 5, 22nn), ucisza burzę na morzu (por. Mk 4, 39), wyrzuca złe duchy (por. Łk 4, 35), jest wielki, potężny, miłosierny i wspaniały. Trudno jednak Go zrozumieć i zaakceptować, kiedy mówi o swojej męce i śmierci, kiedy pokazuje, że droga do domu Ojca wiedzie przez Kalwarię (por. Mt 16, 22), cierpienie i poniżenie (por. Mt 16, 24; Mk 8, 34). Czasami jest również niewygodny, bo wprost sprzeciwia się naszym interesom, wypomina błędy i nieuczciwość (por. Mt 23, 26). W tym momencie wychodzi na jaw niekonsekwencja, nasze wewnętrzne rozdwojenie. Jesteśmy przy Nim i akceptujemy Go, kiedy niczego od nas nie wymaga i niczego nie oczekuje. Ale Jego Męka i Śmierć są jakieś takie niesmaczne, wymagania nieżyciowe, przykazania ograniczające i niewygodne. Tego rodzaju ambiwalentny stosunek powoduje, że tak na dobrą sprawę nie jesteśmy uczniami Chrystusa, pod znakiem zapytania stoi też nasze zaangażowanie w życie wiary, bo tylko „w niedzielę i od święta” jesteśmy ludźmi wierzącymi, a na co dzień i tak myślimy i działamy po swojemu. Jest to szczególnie mocno widoczne w sytuacjach trudnych, doświadczeniach, które w  bezlitośnie weryfikują wartość naszego zaangażowania po stronie Chrystusa – cierpiącego i poniżonego. Wtedy wielu odchodzi, porzuca Go, wątpi w Niego (por. J 6, 66). Jesteśmy jak Piotr, który wprawdzie deklaruje: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego (por. J 6, 68)), ale w Wielki Piątek ze strachem trzykrotnie powtarza: Nie znam tego człowieka (por. Mt 26, 69-74).

Obyśmy – w ostateczności – tak jak Piotr umieli w końcu wyznać: Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham (por. J 21, 17).

więcej materiałów TUTAJ

30 marca – czwartek IV tygodnia WP

Nawrócenie serca

Image result for nawrócenie serca

Jest rzeczą co najmniej zastanawiającą, że jedyną grupą ludzi, z którymi Jezus miał ustawiczny problem w całej swej działalności byli kapłani, faryzeusze i uczeni w Piśmie (por. Mt 9, 34nn; Mk 7, 1nn; 8, 11nn; Łk 5, 21nn itd.), a więc ci, którzy powinni niejako ex professo rozpoznać w Nim Mesjasza, bo mieli ku temu wszystkie niezbędne dane i wskazówki. Czy jest to jakaś specyficzna cecha Izraelitów, którzy od samego początku byli ludem „o twardym karku” (por. Ps 94, 10), o czym wspomina także Pierwsze Czytanie, czy też może „ułomność” tych, którym wydawało się, że są tak blisko Boga i przez to mają na Niego absolutny monopol? A może jest to ogólnoludzka cecha, wynikająca po prostu z pychy i zarozumiałości oraz z faktu, że człowiek zbyt szybko i zbyt łatwo przyjmuje za pewnik to, co jest dla niego wygodne i to, co służy jego interesom? Tego rodzaju postawa – zatwardziałość serca – jest niestety widoczna i w obecnych czasach. Nie chcemy się nawrócić, uznać Bożych argumentów, przyjść do Chrystusa, aby osiągnąć życie wieczne, bo wystarczy nam to doczesne, dobrze urządzone i zaplanowane. Bóg oczekuje od nas ustawicznego rezygnowania z siebie (por. Mt 16, 24) i podążania za Nim, nawet wtedy, gdy wydaje nam się to absurdalne i pozbawione sensu. Jest to chyba najtrudniejsze i najbardziej wymagające oczekiwanie. Dobrze urządzony i zagospodarowany świat wydaje nam się taki swojski jak Egipt, w którym Izraelitom niczego nie brakowało, tak zrozumiały jak Tora dla faryzeuszów – i oto mamy go opuścić, aby udać się w nieznane jak Abram? (por. Rdz 12, 1nn) A przecież doskonale wiemy, że dobrobyt i samozadowolenie często oznacza stagnację i obumieranie. Przed tym właśnie chce nas chronić Chrystus. Przed skostnieniem i samozadowoleniem, przed pewnością opartą na naszych przekonaniach i kalkulacjach. Chce w zamian ofiarować inny pokój i inną pewność, opartą na całkowitym zaufaniu Bogu (por. J 14, 27). Pragnie stworzyć w nas nowe serce i nowego ducha (por. Ez 11, 19), poddanego i uległego jedynie Bogu. Do tego bowiem ostatecznie sprowadza się całe Jego nauczanie i Dobra Nowina. Do tego mają nas prowadzić Jego słowa i czyny, których dokonał w czasie swego ziemskiego życia.

Ale to wymaga od człowieka pewnej fundamentalnej odwagi, na którą tak często po prostu nas nie stać.

więcej materiałów TUTAJ

29 marca – środa IV tygodnia WP

Chrystus Syn Boży – Człowiek

Jezus Chrystus na pewno jest Synem Bożym, objawiającym się Bogiem (por. Kol 1, 19), najdoskonalszym obrazem niewidzialnego Boga (por. Kol 1, 15-20), ale też doskonałym człowiekiem, drugim Adamem (por. 1 Kor 15, 22). W Nim Bóg ukochał całą ludzkość i w Nim mamy dostęp do Ojca (por. Ef 2, 18). Po to stał się człowiekiem, aby objawić nam Boga, i aby nas do Boga doprowadzić (por. 2 Kor 5, 19) – przywrócić nam utracone życie wieczne. Ta dwojaka funkcja Chrystusa jest tak komplementarna, że trudno niejednokrotnie o niej mówić, trudno też ją zrozumieć. Wynikają z niej jednak konkretne konsekwencje. Nie mogę inaczej podobać się Bogu, jak tylko udoskonalając w sobie obraz Chrystusa (por. Rz 8, 29; 2 Kor 5, 17), upodobniając się w moim człowieczeństwie do najdoskonalszego człowieka, jakim jest Jezus Chrystus. Tylko w Nim, przez Niego i z Nim mogę na powrót odzyskać utracone dziecięctwo Boże (por. Kol 1, 16). W Nim Bóg objawia się człowiekowi na sposób w pełni ludzki, ale też w Nim człowiek zmartwychwstaje do życia wiecznego. Chrystus, jako najdoskonalszy człowiek staje się dla mnie jedynym Pośrednikiem (por. 1 Tm 2, 5), jedyną Prawdą i Drogą do Ojca (por. J 14, 6). On przez swoje absolutne posłuszeństwo wobec woli Ojca, zadośćczyni za moje grzechy i tym samym otwiera mi drogę do Boga (por. Rz 5, 19). Człowiek sam z siebie i o własnych siłach nie jest zdolny do Boga powrócić i dlatego sam Bóg w Osobie swego Syna stał się człowiekiem, aby nas do siebie doprowadzić (por. Kol 1, 20; Hbr 1, 1-5). To są ogromne, niesamowicie głębokie prawdy, które muszę uczynić swoimi, wewnętrznymi, aby przemieniały moje życie. Ma się ono stać „uchrystusowione”. Bo Bóg nie zapomina o żadnym ze swoich dzieci, bo żadnemu nie odmawia swojej miłości.

Każdy z nas nosi w sobie obraz Syna Bożego (por. 1 Kor 15, 49) i w każdym z nas, także we mnie, Bóg miłuje swego Syna, o tyle, o ile jestem do Niego podobny. O tyle, o ile odnawiam w sobie zamazany grzechami obraz dziecka Bożego, o ile słucham głosu Syna Bożego. Stąd Ojcowie Kościoła nazywali chrześcijan (wierzących) Christoforos, czyli „noszący Chrystusa”. Warto więc częściej zadawać sobie pytanie: „Na ile jestem podobny do Chrystusa, na ile odnawiam w sobie Jego obraz?” To bowiem jest jedynym wyznacznikiem mojej wiary i zapowiedzią życia wiecznego z Chrystusem w Bogu.

więcej materiałów TUTAJ

Image result for noszący Chrystusa