Homoseksualizm – nieodwracalny?

Cień sugestii, że homoseksualizm powinno się leczyć, skazuje dziś na kpiny i szyderstwa. A taka właśnie jest główna teza wydanej przez „Frondę” książki „Walka o normalność” holenderskiego psychologa dr. Gerarda J.M. van der Aardwega.

Polityczna poprawność każe mówić o homoseksualizmie dobrze albo wcale. Homoseksualizm się wspiera, żywi się nim i robi na nim niezłe pieniądze. Homoseksualiści to ważna grupa docelowa wielu firm, a z drugiej strony homoseksualni designerzy mają ogromny wpływ na przykład na świat mody. Sami więc tworzą popyt na określony produkt.

Kluby gejowskie, gejowska i lesbijska literatura, parady równości i oferty kulturalne „tylko dla gejów”, to dla wielu dowód kroczenia w awangardzie postępu. Dla dr. Gerarda J.M. van der Aardwega i większości ludzi to wciąż jednak coś nienormalnego. Takiego określenia nie ośmielą się już użyć niektórzy „otwarci” katolicy, którzy „pochylają się” z troską nad dramatem homoseksualisty. I w rytm muzyki „Queen” będą raczej nucić: „too much love will kill you”, niż otwarcie przyznają, że skłonności homoseksualne można i trzeba leczyć.

Prekursor leczenia gejów w Holandii prof. Johan Leonard Arndt po wielu latach praktyki powiedział: „Nigdy nie widziałem zdrowego i szczęśliwego homoseksualisty”. Jak pisze dr Aardweg, homoseksualizm „nie jest odosobnioną preferencją, ale wyrazem specyficznej neurotycznej osobowości”. A dogmat o jego nieodwracalności to mit, który służy interesom wyemancypowanych homoseksualistów. Homoseksualizm nie jest więc ani zaprogramowany, ani uwarunkowany genetycznie (co wykazały badania na bliźniętach jednojajowych), ani nieodwracalny. Należy go leczyć jak inne depresje, fobie, obsesje czy inne anomalie seksualne.

za: za: http://www.bosko.pl

Autor: komory

Absolutely not important

39 myśli na temat “Homoseksualizm – nieodwracalny?”

  1. „Prekursor leczenia gejów w Holandii prof. Johan Leonard Arndt po wielu latach praktyki powiedział: „Nigdy nie widziałem zdrowego i szczęśliwego homoseksualisty”.”

    Jaka szkoda, że autor zapomina nadmienić że prekursor zmarł przed półwieczem a cytowane zdanie pochodzi z opublikowanej w 1942 roku pracy. Arndt – wykładający wówczas w okupowanej przez nazistów Holandii – mógł ze swoją teorią o homoseksualiźmie jako schorzeniu psychicznym liczyć na przychylność administracji. Zamykanie homoseksualistów w obozach koncentracyjnych było wówczas w modzie.
    Poglądy Arndta uległy by zapomnieniu gdyby nie jego wychowanek Gerard van den Aardweg. Rzetelność nakazuje jednak nadmienić, że nie chodzi tutaj o uznanego powszechnie naukowca lecz postać popularną w kręgach zbliżonych do Zakonu Augustynów i Exodus International – ultrakonserwatywnej raczej organizacji zrzeszającej byłych gejów.

    Polubienie

  2. Drogi telemach’u!,
    jaka szkoda, że nie zgłębiłeś lektur (w języku polskim są dwie poruszające problem terapii homoseksualizmu) dr Gerarda van den Aardwega, proponuję Tobie także lekturę M.A. Richard’a Cohena, którzy specjalizują się w zmianie orientacji seksualnej.
    Zgodzę się z Twoim stwierdzeniem, że homoseksualizm nie jest schorzeniem psychicznym, moim zdaniem (które buduje na lekturze wielu prac z zakresu psychologii, psychologii klinicznej, oraz psychoterapii) wnioskuje, że homoseksualizm jest zaburzeniem w rozwoju osoby ludzkiej. I owo zaburzenie nie jest przyczyną osoby zorientowanej homoseksualnie – tylko jej rodziców – oraz w jakimś stopniu otoczenia w którym dana osoba przebywała).
    Żadne badania nie potwierdziły aby homoseksualizm był wrodzony! Oraz żadne badania nie potwierdziły aby nie można było zmienić kondycji homoseksualnej na heteroseksualną.
    Z resztą w jakimś stopniu sam to potwierdziłeś odwołując się do organizacji Exodus International, która w USA pomogła wyjść z homoseksualizmu wielu osobom.

    Polubienie

  3. Drogi przedmówco,
    ja się niestety aż tak dobrze na tym nie znam aby móc się pryncypialnie wypowiadać. Debata na powyższy temat (zmiany orientacji seksualnej) wydaje mi się być wysoce emocjonalna i zabarwiona ideologicznie. Istotnie, trudno jest znaleźć przekonywujące dowody na genetyczne uwarunkowanie. Badania nad bliźniętami jednojajowymi przynoszą w każdym razie odpowiedź negatywną. Z drugiej strony jednak nie ma przekonywujących dowodów na uwarunkowania wyłącznie środowiskowe – homoseksualizm spotykamy u wszystkich ssaków,nawet tych nie żyjących stadnie. Najprawdopodobniejszą wydaje się teoria dziedziczenia skłonności które w odpowiednich warunkach mogą się zamanifestować.
    Jeśli chodzi natomiast o ocenę wyników działalności EI to zdania są podzielone a jednoznaczna interpretacja byłaby więcej niż kontrowersyjna. Srodowiska homoseksualne nie postrzegają siebie jako potrzebujące pomocy i w przypadku EI używją raczej określenia „presja środowiskowa”. A to ma raczej wydźwięk zdecydowanie pejoratywny. Trudno mi jednak – nie należąc do kręgu osób których problem dotyczy – dokonać oceny. Wszystko zależy od tego jaką przyjmiemy perspektywę i jak zdefiniujemy dla siebie normalność.

    Polubienie

  4. Moralny subiektywizm i epistemologiczny relatywizm (do których zachęca telemach) nie są niestety najlepszym sposobem na prowadzenie odpowiedzialnej i sensownej dyskusji. Szczerze mówiąc nie są w ogóle żadnym sposbem na prowadzenie jakiejkolwiek dyskusji.

    I dlatego właśnie do dyskusji się nie włączę, bo według telemacha każdy może udowodnić co mu się żywnie podoba i co tylko chce, a wtedy …. nic nie ma sensu i znaczenia, również to co telemach pisze 🙂

    Polubienie

  5. @komory: nie podzielam poglądu, że „każdy może udowodnić co mu się żywnie podoba”. Pomiędzy pryncypialnym reprezentowaniem jedynie słusznej prawdy a epistomologicznym relatywizmem, jest jeszcze miejsce na pokorę i dobrodziejstwo wątpliwości. Nieprawdaż?

    Polubienie

  6. „Wszystko zależy od tego jaką przyjmiemy perspektywę i jak zdefiniujemy dla siebie normalność.” – A to jest co innego jak nie epistemologiczny relatywizm ?

    Polubienie

  7. Do powyższego komentarza skłoniło mnie cytowane przez autora zdanie Arndta: „Nigdy nie widziałem zdrowego i szczęśliwego homoseksualisty”. Autor – rezygnując z jakiegokolwiek komentarza – nadaje temu zdaniu rangę prawdy objawionej. Osobiście znam nie tylko wielu, którzy tego poglądu nie podzielają, lecz spotkałem też wielu homoseksualistów uważających się za ludzi szczęśliwych i spełnionych. Dlaczego nie mam respektować ich uczuć i poglądów przejmując perspektywę i moralność tych którzy arbitralnie uznali istniejący stan rzeczy za nienormalny?

    Polubienie

  8. A ja znam wielu morderców i pedofilów uważających się za szczęśliwych i spełnionych (pracuję w więzieniu jako psycholog) ….

    a więc… zgodnie z Twoją metodologią subiektywnej moralności i epistemologicznego relatywizmu oraz w duchu pokory i dobrodziejstwa wątpliwości mogę także powiedzieć co następuje

    „Dlaczego nie mam respektować ich uczuć i poglądów przejmując perspektywę i moralność tych którzy arbitralnie uznali istniejący stan rzeczy za nienormalny?”.

    Nie drogi telemachu, ta droga prowadzi dokładnie do nikąd. Podcinamy nie tylko gałąź na której siedzisz, ale i całe drzewo ludzkiego poznania i jakiegokolwiek sensownego działania. Nie jestem zwolennikiem doktrynalnych prawd i „jedynie słusznej drogi”, ale bronię obiektywności Prawdy. Przypomnę tylko jeden z moich postów:

    „Jeśli zgodzimy się na demokratyzację etyki czy moralności, to dlaczego nie uznać że naziści mieli moralne prawo do demokratycznej eksterminacji Żydów, Słowian, Cyganów i niepełnosprawnych? Przecież demokratycznie to prawo ustalili, dla dobra społeczeństwa i w żywotnym interesie większości.

    Jeśli zgadzamy się na demokratyzację prawa moralnego i sytuacjonizm, to musimy uznać za uzasadniony fakt, że złodziejska społeczność może ustalić w sposób demokratyczny, że kradzież nie jest przestępstwem. Wtedy również społeczność perwersyjnych morderców przyjmie w demokratycznym głosowaniu za moralnie akceptowalne zabicie człowieka dla sadystycznej przyjemności. W tej perspektywie rodzi się fundamentalne pytanie: „dlaczego jedne prawa ludzkie są obligujące i muszą być przestrzegane, a inne uznaje się za dowolnie obowiązujące, lub jeszcze inne za niemoralne i niedopuszczalne?” Co jest, lub Kto jest ostatecznym gwarantem obiektywności i ultymatywnej obowiązywalności prawa?

    Liberalizm ze swoim sytuacjonizmem, indywidualizmem, relatywizmem jest absolutnie niezborny i nielogiczny, dogmatyczny, kapryśny i NIEBEZPIECZNY!!!.”

    Polubienie

  9. Demokratyzacja moralności? Ależ jestem jak najdalszy od takiego postulatu. Trudno mi sie jednak zgodzic z (pelnym oburzenia) zrownywaniem osob o odmiennej orientacji seksualnej ze złoczyncami. I przenoszeniu wyciągniętych z analizy jednej społeczności wniosków na społeczność odmienną. Porównanie kuleje moim skromnym zdaniem potężnie. Bo osoby o odmiennej orientacji seksualnej ani mnie nie krzywdzą ani mi nie zagrażają. Dlaczegóż zatem mam im odmawiać prawa do ich inności? W imię własnego, subiektywnego przekonania o tym co jest dla nich dobre a co złe?
    Sądzę że porównianie byłoby uzasadnione gdyby homoseksualiści potępiali mój heteroseksualizm lub usiłowali mnie do niemiłyc mi zachowań zmusić traktując je jako obyczajową normę. Nie doznałem z ich strony zła i nie widzę powodu abym musiał się ich – świadomie lub podświadomie – obawiać. Niebezpieczny jest dla mnie pełen pychy dogmatyzm. Wynikający z własnych obaw wysoki poziom agresji. Również werbalnej.
    Dlatego proszę Cię: nie rozprawiaj się z tezami których jesteś autorem. I nie wrzucaj do jednego worka tolerancji wobec odmienności i tolerancji wobec zła. Bo jest to demagogiczne nadużycie logiki w celu obrony fobii wynikających z niepojętych dla mnie lęków.

    Polubienie

  10. – po pierwsze, na jakiej podstawie twierdzisz, że pedofile są złoczyńcami? Przecież Tobie nie zagrażają, ani Cię nie krzywdzą ….

    – po drugie, pedofile ani mnie do niczego nie zmuszają, ani nie potępiają mojej hetero seksualności, dlaczego więc mam odmawiać im prawa do odmienności.

    – po trzecie, pełen pychy dogmatyzm … wysoki poziom agresji … te slogany to tak tylko do mnie czy również do siebie kierujesz :-), bo zauważyłem, że liberałowie są cacy dopóki im się na odciski nie nadepnie i nie wykaże katastrofalnych błędów rozumowaniu. Jak dotąd bowiem najbardziej dogmatycznym poglądem jest dla mnie właśnie liberalizm.

    Filozofia liberalizmu, czy też mentalność liberalistyczna nie dopuszcza żadnej krytyki. Jakakolwiek krytyka liberalizmu jest natychmiast postrzegana jako frontalny atak na fundamentalne zasady liberalizmu, czyli atak na absolutną i niczym nieograniczoną wolność. Według liberalistycznego stylu myślenia wszystko ma być przyjemne, miłe, zrelaksowane, wygodne i poręczne. Każda więc krytyka takiego myślenia to zgrzyt i piasek w zębach. Oczywiście masz prawy myśleć inaczej pod warunkiem, że myślisz tak jak liberałowie 🙂

    I w tym (nieuznawaniu krytyki) liberalizm nie różni się niczym od dogmatyzmu. Obydwa style myślenia uznają bowiem za nienaruszalne i niepodważalne swoje przekonania i zasady. Można nawet wykazać, że liberalizm jest o wiele bardziej nieracjonalny, a tym samym o wiele bardziej nieuzasadniony niż dogmatyzm. Dogmatyzm bowiem przyjmuje jakieś -szczątkowe nawet- rozumowanie i logiczne myślenie W liberalizmie jedynym jego uzasadnieniem jest irracjonalny konformizm, egoizm i hedonizm, sytuacjonizm i moralny relatywizm. Dla dogmatyzmu istnieją jeszcze jakieś wyższe racje i uzasadnienia, wyższe wartości i normy. Dla liberalizmu jedyną i ostateczną wartością jest egoizm, „podawany w sosie” bardzo przewrotnej ideologii tolerancji.

    Niebezpieczna to -a jednocześnie bardzo kusząca- filozofia odwołująca się do najniższych pobudek i instynktów.

    – po czwarte – TOLERANCJA. Tyle co znoszenie. Nazywamy “tolerancyjnym” człowieka, który toleruje, to jest znosi innych, ich poglądy, ich sposób życia itp. Tolerancja jest wypróbowanym sposobem współżycia w łonie tego samego społeczeństwa różnych grup ludzi, różniących się pod względem światopoglądu*, względnie zasadniczych tez politycznych. W tej dziedzinie tolerancja jest pożyteczną dyrektywą ustrojową. Ale z tą tolerancją związanych jest kilka zabobonów.

    Jeden z nich polega na pojmowaniu tolerancji jako reguły bezwzględnej, od której nie ma wyjątków. Wtedy rozumie się przez tolerancję także znoszenie kogoś, kto obraża innych, ich uczucia itp. Skądinąd niektórzy pojmują tolerancję tak szeroko, że żądają znoszenia nawet tych, którzy chcą siłą obalić tolerancyjny ustrój. Mamy wtedy do czynienia z dwoma zabobonami: żadna tolerancja nie uprawnia nikogo do obrażania innych, a tolerancja, która toleruje swoich własnych wrogów, nie może się ostać. Stąd niektóre konstytucje, np. konstytucja Republiki Federalnej Niemiec, zawierają przepis pozwalający rządowi zabronić działalności partii, której zasady i praktyka są sprzeczne z tolerancyjnymi zasadami tejże konstytucji. Na tej podstawie, po otrzymaniu wyroku trybunału konstytucyjnego, zabroniono w Niemczech zarówno partii neonazistowskiej jak i komunistycznej.

    Inny, znacznie groźniejszy zabobon, to przenoszenie tolerancji z dziedziny światopoglądu do nauki*. Co prawda i w nauce pewna tolerancja jest w zasadzie pożyteczna, bo pozwala na rozwijanie nowych myśli, ale ta tolerancja ma granice. Wprawdzie nie w tym znaczeniu, by zabraniano ludziom bronić poglądów oczywiście fałszywych, względnie sprzecznych ze stanem nauki, ale w tym, że odmawia im się subwencji itp. Oto przykład: gdyby ktoś chciał bronić dzisiaj teorii Pto-lemeusza (według której Słońce obraca się wokoło Ziemi), nikt by mu tego w krajach tolerancyjnych nie zabronił, ale wątpić należy, czy znalazłby instytut astronomiczny, gdzie pozwolono by mu wykładać to głupstwo, a tym mniej fundusz naukowy, który finansowałby jego “badania”. Powodem przenoszenia tolerancji ze światopoglądu do nauki jest zazwyczaj sceptycyzm*.

    Patrz: demokracja, nauka, relatywizm, sceptycyzm, wolność.

    JM Bochenski , “Sto zabobonow“

    Polubienie

  11. Skąd w naszej – jak dotąd w miarę rzeczowej rozmowie – pojawili się nagle pedofile? Naturalnie że mnie krzywdzą – jeśli nie bezpośrednio, to pośrednio, czyniąc zło i sprawiając swym ofiarom ból i cierpienie. Nie wszystko co kuleje jest od razu udanym porównaniem.

    A jeśli chodzi o demoniczną i szkodliwą tolerancję, to ciekaw jestem co na ten temat powiedziałby mój przyjaciel będący kapłanem opiekującym się gromadką wiernych w Jordanii. W kraju zamieszkałym i zdominowanym przez muzułmanów. W większości nietolerancyjnych. Obawiam się, że nie podzieliłby Twych radykalnych poglądów na temat szkodliwości tolerancji.
    Dobranoc

    Polubienie

  12. Tolerancja nie jest szkodliwa, ale jest niebezpieczna jeśli się ją zdogmatyzuje. Czym bowiem różni się „dogmatyczny dogmatyk” od „dogmatycznego liberała” ? Jak sądzę niczym 🙂 Obydwaj są dogmatyczni. Tylko jeden za dogmat uznaje:
    – istnienie i poznawalność obiektywnej prawdy,
    a drugi za dogmat uznaje:
    – nieistnienie i niepoznawalność obiektywnej prawdy.

    Ale wtedy u tego drugiego wpadamy w pułapkę, bo i jego domat nie może być uznany za obiektywną prawdę 🙂 I cała taka konstrukcja się załamuje. To tak jak z paradoksem kłamcy. Czyż nie?

    Dlatego jeszcze raz powtarzam (dogmatycznie, czy tolerancyjnie – jak sobie życzysz): „liberalizm, jest niebezpieczny i niedorzeczny.”

    A co do pedofilów, to i oni przeprowadzają dokładnie takie samo rozumowanie jak homoseksualiści i domagają się zaakceptowania ich odmnieności. Stajemy więc wobec problemu: gdzie jest norma, co o nej decyduje, gdzie są ostateczne uzasadnienia dla jakiegokolwiek prawa moralnego? Kto decydsuje o tym co jest, a co nie jst szkodliwe, co jest, a co nie jest naturalne?

    Czy baprawdę wierzysz, że takim ostatecznym uzasadnieniem moralności jest subiektywne i tolerancyjne przekonanie jednostki czy nawet grupy społecznej? A może demokratyczne głoswanie?

    Polubienie

  13. Z większością tego co napisane zostałe powyżej bez zastrzeżeń mogę się zgodzić. Mimo to nie podzielam konkluzji dotyczącej liberalizmu. Wychodzi ona bowiem z błędnego moim zdaniem postawienia znaku równości pomiędzy liberalizmem a relatywizmem moralnym. I z założenia, że liberalizm oznacza zwolnienie jednostki z moralnej odpowiedzialności za swe czyny i ich skutki.
    Moim skromnym zdaniem jest dokładnie odwrotnie.To wiara w dogmaty i przeświadczenie że „wyższe” instancje zwalniają nas z obowiązku poddania standartów moralnych krytycznemu osądowi są zaprzeczeniem krytycznego pluralizmu nakazującemu pochylenie się z krytyczną uwagą nad WSZYSTKIMI teoriami i standartami. Co nie musi być jednak jednoznaczne z akceptowaniem ich.
    A jeśli chodzi o pochodzenie norm obyczajowych i moralności? To jest jednak zupełnie inny temat, inna dyskusja. Trzeba by było zacząć ją od tego że normy obyczajowe podobnie jak społeczeństwa i świat w którym one żyją zmieniają się i ewoluują. I o ile Dekalog był wystarczającym drogowskazem dla społeczności nomadów, to jest koniecznym lecz niewystarczającym drogowskazem dla współczesnego człowieka i wyzwań które przed nim stoją. O ile listy Sw. Pawla zawierały wskazowki cenne dla nowopowstałych gmin chrzescijanskich w cesarstwie rzymskim, to nie mogły one antycypować ani broni masowej zagłady, ani pornografii w internecie, ani spekulacji giełdowych ani dylematów wynikających z faktu że np. medycyna jest w stanie podtrzymywać sztucznie przy życiu pacjenta, którego świadomość uległa wraz z mózgiem nieodwracalnym zmianom.

    Pytanie o śródło moralności jest pytaniem podstepnym. Zakłada ono bowiem w sposób ahistoryczny śe istnieje ponadczasowa, niezmienna ludzka moralność. Ja odpowiem, że zarówno sądy świeckie jak i kościelne skazywały w XV-wiecznej Anglii za banalne wykroczenia takie jak kradzież bohenka chleba dzieci na śmierć poprzez gotowanie ww wrzącym oleju – i nikt nie odnalazł wówczas w tym dla nas przerażającym procederze niczego zdrożnego. Wszyscy uważali to za sprawiedliwe i naturalne. To co dziś jest normą, może napawać naszych potomków obrzydzeniem. To czyni odpowiedź na Twe pytanie niebywale trudną. Sądzę że pytanie powinno brzmieć: czy możliwe jest ostateczne i ponadczasowe uzasadnienie moralności? Odpowiedź brzmiała by że jest to trudne, być może nawet niemożliwe lecz powinniśmy się mimo to starać.
    Bardzo trudne zagadnienie poruszyłeś – muszę się dłużej nad tym zastanowić.

    Polubienie

  14. Szybko, bo jestem w podrozy i nie mam dostepu do komputera z polskimi czcionkami.

    Tylko naprawde trudne zagadnienia sa warte dyskusji. Dyskusje o pogodzie i walka przy pomocy przykladzikow z historii wydaje mi sie nudna i niewarta zachodu. Prosze wiec oszczedzic sobie tych demagogicznych uwag na temat palenia czarownic, mrokow i zacofania sredniowiecza, czy perwersji Inkwizycji. Kilka dobrych ksiazek z historii rozprawia sie z tymi stereotypami w sposob jednoznaczny i absolutny. Moze wiec oszczedzimy sobie tego poziomu. Co zas do naprawde trudnych pytan, to uwazam ze istnieja tylko dwa pytania warte dyskusji.

    Jedno zadalem powyzej … odpowiedziales na nie (raczej maloprzekonywujaca teoryjka o ewolucji cywilizacji i spoleczenstw … jesli to kupie to wracamy do poczatku, czyli do calkowitego relatywizmu lub sytuacjonizmu. Wszystko zalezy od punktu widzenia,a punk widzenia zalezy od punktu siedzenia i jestesmy ugotowani.

    Drufie walentne pytanie jest jeszcze bardziej fundamentalne i jeszcze bardzeij fascynujace:

    Dlaczego istnieje raczej cokolwiek niz nic?

    tylko te dwa pytania sa naprawde warte dyskusji. Wszystko inne to uszczegolowienia na 153-cim miejscu po przecinku …

    Szkoda na to czasu, niech sie tym zajmuja aptekarze ;-0

    Polubienie

  15. Mówiąc o naturalnym prawie moralnym Papież zaznaczył, że stanowi ono podstawę etyki uniwersalnej. Wskazuje bowiem, że wymagania etyczne nie są dyktatem narzuconym ludzkiemu sumieniu z zewnątrz, lecz normą, której podstawą jest ludzka natura. Z drugiej strony pozwala ono nawiązać dialog ze wszystkimi ludźmi dobrej woli. Jednakże ze względu na czynniki kulturowe i ideologiczne pojawiają się dziś koncepcje stanowiące całkowitą negację pojęcia naturalnego prawa moralnego. Chodzi o pozytywistyczne koncepcje prawa, które w woli większości społeczeństwa upatrują ostatecznego źródła prawa cywilnego. Nie poszukuje się w tym wypadku dobra, a raczej dąży się do zachowania równowagi sił.

    „U podłoża tej tendencji stoi relatywizm etyczny, uważany przez niektórych za wręcz jeden z zasadniczych warunków demokracji – mówił Papież. Ich zdaniem relatywizm gwarantowałby tolerancję i wzajemne poszanowanie osób. Gdyby sprawy tak się miały, osiągnięta w danej chwili większość byłaby ostatecznym źródłem prawa. Historia wyraziście jednak ukazuje, że takie większości mogą się mylić. Prawdziwej racjonalności nie gwarantuje zgoda wielkiej liczby osób, lecz jedynie otwartość ludzkiego rozumu na Rozum Stwórczy oraz wspólne wsłuchanie się w owo źródło naszej racjonalności”.

    Polubienie

  16. Zakwalifikowanie wątpiących w sugestie doktryny do rzeszy zwolenników relatywizmu etycznego a następnie polemika z tymże nie wydaje mi się ani zabiegiem uczciwym ani specjalnie skutecznym. Sąd, że większości mogą się mylić jest godny uwagi i trudny do zakwestionowania. Wniosek jednak, że z akceptacji takiej postawy musi nieodwołalnie wynikać kapitulacja przed wyższością opierającego się na doktrynie prawa moralnego wydaje się karkołomny. I jest dla tych, którzy przekonani są o wyższości racjonalnego myślenia trudny a nawet niemożliwy do przyjęcia.

    Polubienie

  17. Jeszcze raz zadam pytanie: „Jakie są ostateczne uwarunkowania, usprawiedliwienia wszelkiego prawa moralnego?” Albo co lub kto jest ostatecznym strażnikiem obowiązywalności prawa moralnego …. jaki rozum, czy np. faszyści nie argumentowali swoich poczynań rozumnymi i racjonalnymi uwarunkowaniami?
    A co do „sugestii doktryny” to ponownie zapytam jaka jest różnica pomiędzy „doktryną katolicką” a „doktryną relatywistyczną czy liberalną” … Obydwie są doktrynami, za pierwszą stoi autorytet rozumnego Stwórcy – Byt Abosolutny, za drugą ?????autorytet rozumnego (chociaż nie zawsze) stworzenia.

    Ja wybieram pierwsze i wcale nie czyję się zwolniony od obowiązku myślenia. Sądzę bowiem, że jest dokładnie odwrotnie, że to liberalizm zwalnia mnie całkowicie z obowiązku krytycznego osądu, bo jego głównym założeniem i tezą jest przecież hasło: „róbta co chceta”, nie wchodźcie tylko na moje pole bo powybijam 🙂

    A odpowiadając na zdanie „o ile Dekalog był wystarczającym drogowskazem dla społeczności nomadów, to jest koniecznym lecz niewystarczającym drogowskazem dla współczesnego człowieka i wyzwań które przed nim stoją”. A jak sądzisz, czy życie nie byłoby zdecydowanie lepszy gdyby ludzie zachowywali przynajmniej te podstawowe 10 przykazań ?? O ileż mniej byłoby kłopotów, biedy, morderstw, nieszczęść … Problem jest w tym, że nie zachowują nawet tego, a co tu mówić o „krytycznym pluraliźmie”, który dla mnie akurat brzmi dokładnie tak samo jak „róbta co chceta, tylko na moje pole nie właźta”. 🙂

    Polubienie

  18. Bardzo duüo pytań, na większość trudno znaleźć natychmiastową odpowiedź. Dlatego może – aby nie być nieuprzejmym – odpowiedź na pytanie dotyczące dekalogu. Jestem przekonany, że konsekwentnie trzymając się przykazań dekalogu (nawet w wersji katechetycznej) żyjemy moralniej i przyzwoiciej, niż żyjąc pozbawieni jakiegokolwiek moralnego drogowskazu. Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Czasem jednak mam wrażenie, że większość przykazań możnaby zastąpić jednym: „nie czyń drugiemu co tobie niemiłe. Czyń zaś to, czego sam chciałbyś od bliźnich doznać”. To dla mnie najlepsze i zrozumiałe bez konieczności do uciekania się do bytów metafizycznych definicje dobra i zła.
    A moja uwaga dotycząca dekalogu wynikała z refleksji, że skomplikowane i złożone czasy wymagaja (niestety) coraz bardziej zlożonych rozwiązań. Dekalog nie moze nam zastapić kodeksow bo wymagania codziennosci wykraczaja poza wyobraznie nomadow. Na prozno bedziemy szukali drogowskazu w kwestii pedofilii, narkotykow, przestepczosci internetowej lub pornografii vs. nieletni. Dekalog pozostawia nas wobec tych problemow bezradnymi.
    Skazuje na interpretacje Pisma dokonana przez kaplanow wg. wskazówek ich zwierzchników – bedacych w ostatecznosci takimi samymi ludzmi jak Ci, ktorych pragną prowadzic i oswiecac. Takimi samymi – obarczonymi wszelkimi atrybutami człowieczeństwa, włącznie ze słabościami, wątpliwościami, subiektywnym stosunkiem do rzeczywistości. Potrzeba Dobrego Pasterza nie jest niczym zdrożnym, nie jest dowodem ani umysłowego zacofania, ani – jak twierdzą filozofowie od czasów Kanta – objawem samozawinionej niedojrzałości. Sądzę że wynika ona z głębokiej emocjonalnej potrzeby autorytetu i zrozumiałej potrzeby zrzucenia z siebie odpowiedzialności. Składając swe życie w ręce tego który ma nas prowadzić – doznajemy ulgi.
    Szkopuł jednak w tym, że religie wszelkie są wynikiem ludzkiej interpretacji a nie bezpośredniego przekazu. Tu leży źródło konfliktu: nie wiem co miał do powiedzenia Jezus na temat motoryzacji lub ochrony środowiska. Na temat marketingu, internetu, fotografii cyfrowej, komórek macierzystych, broni chemicznej bądź też filmów sensacyjnych.
    Wiem co na ten temat ma lub może mieć do powiedzenia Ksiądz Proboszcz, Kuria Biskupia, Kuria Watykańska. To jednak nie to samo. Przypatruję się błądzącym i zdezorientowanym przedstawicielom Najwyższego Pasterza próbującym rozpaczliwie interpretować coraz szybciej zmieniający się świat. Bez większego skutku. I stwierdzam to nie z satysfakcją lecz ze smutkiem.

    Polubienie

  19. A czy nie zauważyłeś, że Papież mówiąc o konieczności pogłębionej refleksji nad prawem naturalnym – w sumie – mówi o tym samym co Ty proponujesz ?? Może tylko z innej perspektywy. Dekalog nie pozostawia nas bezradnymi wobec pewnych problemów o ile tylko jesteśmy konsekwentni w jego pogłębianiu i aplikacji. No i jeszcze raz pytanie: ” W czym są gorsze interpretacje proboszcza, kurii biskupiej, czy kurii Watykańswkiej od Twoich?” Czy zakładasz z góry, że są one nieuczciwe, chybione, egoistyczne? Czy jakikolwiek ksiądz próbował namawiać Cię do zła, do złodziejstwa, do morderstwa, a co więcej udowadniać, że jest to w porządku? Ja nie znam takich, chociaż znam takich, któzy kradną, czynią zło, czy nawet dopuścili się morderstwa, tak jak tylu innych spośród nas. Nie znam natomiast żadnego, który próbowałby twierdzić, że jest to dobrem, cnotą, czy zaletą. Ale dlatego, że znam księży złodzieji nie mogę twierdzić, ze cały Kościół jest złodziejski i bezradny wobec kradzieży. Dlatego, że znam księży homoseksualistów nie mogę twierdzić, że homoseksualizm jest w porządku.

    Czy dlatego, że ludzie pracujący na poczcie okradają listy, mam zaprzestać wysyłąć listów i potępić całą instutucję poczty?

    Polubienie

  20. Aha, a propos Kanta, to na pewno znane Ci jest jego powiedzenie: „Dwie rzeczywistości mówią mi z całą pewnością o istnieniu Boga; niebo nade mną i prawo moralne w moim sumieniu.” Mówiąc o tym drugim, czyli o prawie moralnym miał na myśli właśnie jego ultymatywną obowiązywalność, której ostatecznym gwarantem jest Stwórca, lub inaczej producent całego stworzenia. Prawa fizyczne, które akceptujemy i które odkrywamy z podziwem są tak samo ustanowione jak prawa moralne, które także z podziwem i respektem powinniśmy odkrywać, a nie próbować naginać w sposób „krytyczny” do naszych widzimisię.

    Spróbuj zastosować swoją metodę „krytycznego pluralizmu” do prawa powszechnego ciążenia … zobaczymy co Ci z tego wyjdzie 🙂

    A potrzeba autorytetu, nie jest wcale zrzucaniem z siebie odpowiedzialności. Autorytet w dziedzinie fizyki pozwala mi lepiej poznać prawa i zrozumieć fizyczne, autorytet w dziedzinie moralności, czy etyki pozwala mi lepiej poznać i zrozumieć prawa moralne. Co wcale nie zwalnia mnie z odpowiedzialności za moje czyny. Natomiast odrzucenie wszelkich autorytetów wprowadza chaos i bezład, prawo pięści i prawo silniejszego, a w ostatecznym rozrachunku bezprawie.

    Przypominam także, że „doktryna” -którą tak zawzięcie krytykujesz wcale nie zwalnia z obowiązku racjonalnego myślenia, wprost przeciwnie do niego zachęca. Ja w każdym bądź razie wierząc Kościołowi, czy Panu Bogu wcale nie czuję się zwolniony z obowiązku racjonalnego myślenia, wprost przeciwnie ustawicznie probuję zracjonalizować i przyswoić to co „doktryna” mi podaje i jak dotąd nie zauważyłem żadnej sprzeczności pomiędzy doktryną, a moim rozumem. Co więcej odkrywając stale na nowo zgodność doktryny z moim racjonalnym myśleniem czuję się coraz bardziej utwierdzony i usatysfakcjonowany faktem, że to, co ma za sobą dłuuuugą (ponad 5 tys. lat) historię potwierdza moje osobiste racjonalne i krytyczne przemyślenia.

    Polubienie

  21. Odpowiedzi – o ile mają być sensowne i zrozumiałe – wymagają przemyślenia. Dlatego przepraszam, że nie odpowiem od razu.
    Na marginesie:

    1. Proszę nie twierdź jakobym „doktrynę” zaciekle zwalczał. Ja nic nie czynię zaciekle. Brak dostrzegalnej sprzeczności pomiędzy doktryną a ratio w Twym przypadku jest godzien podziwu a być może i zazdrości.
    2. Twa interpretacja słynnego zdania Kanta jest problematyczna.
    Większość krytyków Kanta twierdzi dziś że pojęcia „prawo moralne” i „Bóg” były dla Kanta wymienne i identyczne. Chociaż jeśli się z drugiej strony wspomni kategoryczne uwagi Kanta na temat aniołów to trudno powstrzymać się od uśmiechu.(Alle Engel sind vernünftig (3250). Was den Menschen nicht zukommt, kommt auch den Engeln nicht zu (2887).)

    Polubienie

  22. Przewrót kopernikański Kanta polegał na tym, że doszedł do wniosku, że z prawa wypływa dobro, a nie odwrotnie. Przed nim sądzono inaczej.
    Komory – przeraziłeś mnie! Pracujesz jako psycholog więzienny. Jeśli skutecznie wszczepiasz podopiecznym homoseksualistom poczucie winy, to można zrozumieć przyczyny niektórych samobójstw.
    Homofobia psychologa – analogicznie do homoseksualizmu księdza, powinna wykluczać możliwość bezpośredniej pracy z podwładnymi.
    Nikt nie dowiódł, że homoseksualizm można „leczyć”, nikt nie potrafi naprawdę dobrze(z punktu widzenia medycyny) zdefiniować go jako choroby. Posiadanie zielonych oczu tez jest chorobą? Skoro ma je niewielki odsetek populacji?
    Autorytarystów jest wielu, a zjawisko to stało się przedmiotem badań. Psychologów właśnie. To klasyka(potrzebujesz autorytetów, więc polecam Fromma i Adorno). Badania wykazały, że cechuje ich m.in. przypisywanie nadmiernej roli sprawom seksu(badania mają już kilkudziesięcioletnią historię, powszechnie akceptowaną skalą jest obecnie RWAS). Zobacz – powołałeś sobie własne wyrocznie i nie chcesz słuchać argumentów. Bóg nie stoi za żadną doktryną – to przekłamanie, twórcami doktryn są ludzie.

    Polubienie

  23. Stosujac naczelną zasadę liberalizmu, odpowiem obydwu respondentom: Każda interpretacja jest tylko subiektywną interpretacją i dlatego np. w sprawie Kanta tak „telemach” jak i „defendo” interpretują go subiektywnie, co znaczy że ich interpretacja ma taką samą warosć jak każda inna, a wybór zależy od widzimisię słuchajacego :-). Nie jest więc prawdą ani to co twierdzi „telemach”, ani to co próbuje nam wmawiać „defendo” …Bowiem prawdy nie ma, nie istnieje, zależy tylko i wyłącznie ode mnie, ja ją sobie stwarzam na mój własny użytek …

    Ad „defendo” „Homofobia psychologa” – a skąd i na jakiej podstawie twierdzisz, że jestem homofobem??? Czyżbyś stosował się do deklaracji gejowskiej Marshalla Kirka? Patrz szczególnie punkt piąty 🙂
    Ciekawa polityka, polecfam interesującą lekturę tego dokumentu 🙂

    Przedstawiony przez Kirka plan działania doskonale sprawdza się w praktyce:

    „>Krok 1: Mówcie o homoseksualistach i homoseksualizmie tak często i tak głośno, jak to możliwe. Stoi za tym prosta zasada: niemal każde zachowanie zaczyna wyglądać normalnie, jeśli stykasz się z nim dość często w swoim bliskim otoczeniu (…).

    Krok 2: Przedstawiajcie gejów jako ofiary, nie jako agresywnych rywali (…).W tym celu osoby występujące w kampanii powinny być prawe i przyzwoite, miłe w obyciu i godne uznania wedle zwyczajnych standardów, całkowicie niewyróżniające się wyglądem – jednym słowem, nierozróżnialne od heteroseksualistów, do których chcemy dotrzeć (…).

    Krok 3: Nasza kampania nie może domagać się bezpośredniego wsparcia dla praktyk homoseksualnych; powinna natomiast obrać za główny wątek walkę z dyskryminacją. Wolność słowa, wolność wyznania, wolność zrzeszania się, prawo do sprawiedliwego procesu i powszechna ochrona prawna – takie problemy powinna uwypuklać nasza kampania.

    Krok 4: Zadbajcie, żeby geje dobrze wypadali (…). W krótkim czasie zręczna i bystra kampania medialna może przemienić wspólnotę gejowską w matkę chrzestną cywilizacji zachodniej. Równolegle nie powinniśmy zapominać o poparciu ze strony gwiazd.

    Krok 5: Sprawcie, aby wrogowie wypadli źle. Na późniejszym etapie kampanii, kiedy już reklamy gejowskie spowszednieją, nadejdzie czas rozprawić się z pozostającymi nadal przeciwnikami. Mówiąc bez ogródek – trzeba ich zmieszać z błotem. Mamy przy tym dwojakie cele. Po pierwsze chcemy zastąpić pewną siebie homofobię ogółu wstydem i poczuciem winy. Po drugie chcemy sprawić, by wrogowie gejów wyglądali tak paskudnie, że przeciętny Amerykanin będzie chciał się od nich trzymać z daleka”.

    za: http://goscniedzielny.wiara.pl/wydruk.php?grupa=6&art=1210587531&dzi=1207812935&katg=

    A swoją droga trzeba mieć tupet …

    A po drugie, coś nie mogę się oprzeć wrażeniu, że przypomina mi to jako żywo początki „Wielkiej” Rewolucji Bolszewickiej, czy też początki „sławetnej” NSDAP …

    A Wam to nie przyopomina tych wielkich i wyzwoleńczych deklaracji?

    Polubienie

  24. W całej dyskusji udziału wziąć nie sposób, niemniej postaram się sprostować jedną wypowiedź:
    „Ale dlatego, że znam księży złodzieji nie mogę twierdzić, ze cały Kościół jest złodziejski i bezradny wobec kradzieży.” Problem z tym zdaniem jest taki, że nie istnieje jasna sytuacja w której można by powiedzieć, że Kościół coś ukradł. Kiedy można powiedzieć, że Kościół wykonał działanie? Czy Kościół działa kiedy zakonnik poświęca się chorym na trąd. Czy można twierdzić, że Kościół jest dobry, bo wielu ludzi Kościoła to dobrzy i wspaniali ludzie. Zgodnie z Twoją propozycją nie.
    O tym czy organizacja jest dobra czy zła miałoby więc zadecydować to jakiemu celowi służy. Znaczyło by to, że organizacja jest uświęcana ideałem. Każda szkoła, szpital, dom dziecka i przytułek są dobre bo idee edukacji, ratowania zdrowia i opiekuńczości są dobre. Od razu widać, że ocenianie może odnosić się do wielu różnych elementów, a samo wsparcie się słuszną ideą jest niewystarczające. Mówimy o złych szpitalach nie tylko dlatego, że szpital zdecydował się na uśmiercanie ludzi zamiast ich leczenia. Może być nieefektywny, źle zarządzany, może mieć wreszcie złą kadrę, której zachowanie będzie decydować o ostatecznym oglądzie samego szpitala.

    Do tego dochodzi wieloznaczność słowa „Kościół” na rozważanie czego nie mam już siły. Dość powiedzieć, że poprawne stylistycznie jest zdanie „Kościół zdecydował się… Kościół zrobił…” ale już nie poprawne „Szpital zdecydował się… Szpital zrobił…”

    Polubienie

  25. Dla mnie słowo Kościół pisane z dużej litery nie jest wieloznaczne. Utożsamiam go bowiem z tym o czym mówi Chrystus w Mt 16:17-19: (cytat) :

    „Na to Jezus mu rzekł: „Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”.”

    Mówiąc i pisząc „Kościół” mam na myśli ten właśnie Kościół Chrystusowy, wspólnotę Ludu Bożego dążącego do zbawienia pod przewodnictwem pasterza ustanowionego przez samego Chrystusa, któremu to pasterzowi sam Chrystus dał władzę kluczy …

    Nie znaczy to wcale że instutucjonalna strultura kościoła (z małej litery) jest Kościołem. Oczywiście jako jedyną denotację słowa „Kościół” widzę Kościół Katolicki, który jako jedyny zachował np. wszystkie sakramenty, a szczególnie Sakrament Eucharystii jako sakrament jedności i przechował władzę kluczy przekazaną Piotrowi …, ale jest i znacznie więcej argumentów za tą tezą.

    Jeśli zaś chodzi o organizacje, to zgadzam się … organizacja „kościoła” (z małej litery) nie jest doskonała i dlatego napisałem, że fakt iż znam księży złodzieji nie czyni Kościoła (z dużej litery) złodziejskim lub bezradnym wobec kradzieży.

    Dlatego proponuję rozróżnić dwie pisownie słowa: „Kościół” i „kościół”. Niestety takie rozróżnienie jest dosyć trudne w praktyce i bardzo często struktury „kościoła” utożsamia się z „Kościołem”, błędy „kościoła” wmawia się „Kościołowi”. To „Kościołowi” Jerzus zagwarantował asystencję Ducha Świętego, ale nie „kościołowi” i nie mnie (jako wiernemu) lub jakiemukolwiek biskupowi czy proboszczowi. Dla ścisłości także nie Lutrowi, Kalwinowi, czy jakiemukolwiek innemu reformatorowi „Kościoła”. Prawdopodobnie chcieli oni naprawić „kościół”, ale się rozpędzili i rozbili jedność „Kościoła”.

    Ale to jest cała dziedzina teologiczna zwana „Eclezjologią” … I nie ma tu miejsca, ani ja czasu na jej wykład 🙂 Pozdrawiam dru

    Polubienie

  26. Urocze 🙂

    Z cyklu „jak to bycie religijnym nic wspólnego z wiarą w Boga nie ma..”
    Przecież w przeciwnym razie dyskusja ze strony Autora bazowałaby głównie na tym, że homoseksualizm jest skłonnością (nie chorobą), która nie pozostaje w zgodzie z naturą (naturalną drogą ŻADEN związek homoseksualny nie jest w stanie w swoim tylko obrębie wydać na świat potomstwa, a więc to nie – przykładowo! – błąd genetyczny, jak w przypadku niepłodności, czy bezpłodności par heteroseksualnych).
    Dla ateisty jest jedynie jedną z orientacji seksualnych i sprowadza się do preferencji, czy też akceptacji (bądź nie).
    Dla wierzącego jest niemoralnością, która jest Bogu obrzydliwa i wypowiedzeniem Mu posłuszeństwa, konsumowaniem owocu z drzewa poznania dobra i zła (=ustalaniem norm samemu).
    Dla religijnego jest kolejnym poletkiem dla siania nienawiści, tudzież modnej TOLERANCJI – ‚jesteś taki biedny i chory, ale spójrz, możesz się wyleczyć i być tak normalny i zdrowy, jak ja’ 😉

    Ech…

    Polubienie

  27. Szanowny Komory,

    Podana przez Goscia Niedzielnego przaśna strawa w istocie przypomina w tonie i sposobie formułowania i poprzez użycie pełnego przesady, egzaltowanego języka walki manifesty i publikacje KPB i NSDAP z okresu walki o władzę.

    Przyjżyjmy się zatem dlaczego takie wrażenie powstaje. Otóż to co cytujesz nie jest wytworem redakcji Gościa Niedzielnego. Jest wynikiem raczej bezrefleksyjnego powtarzania przez Goscia Niedzielnego oskarzeń sformułowanych w 2003 przez Alana Searsa i Craiga Ostena. Ci ostatni panowie są autorami spiskowej teorii i rzeczywistymi autorami powyzszego szesciopunktowego „diabelskiego planu”. Poparł ich w 2005 James Dobson.

    Szanowny Komory – jesli uzmyslowimy sobie, że wyzej wymienieni sa nie tylko przedstawicielami konserwatywnych kregow i raczej fundamentalistycznych organizacji chrzescijanskich lecz rowniez aktywistami ruchu zmierzajacego do penalizacji homoseksualizmu to sprawa nabiera innego posmaku. Opublikowana w 1989 roku pozycja Marshalla Kirka i Huntera Madsena pt.”After the Ball” zawierała na 397 stronach istotnie szereg problematycznych w swej wymowie dywagacji na temat strategii ruchu gejowskiego w latach 90-tych.
    NIE ZAWIERAŁA NATOMIAST – jak próbujesz mylnie zasugerowac – zadnego 6-punktowego programu pt. homosexual agenda. HA jest wymysłem ich krytyków, język i myślowe uproszczenia odzwierciedlają nienawiść i fobie jej autorów. A Ci nazywają się Stears, Osten i Dobson. Dobrzy, poczciwi działacze chrzescijańsko-konserwatywni z urazem na tle homoseksualizmu i misją odkrywania spisków. Tak że językowe podobieństwo z NSDAP i Bolszewizmem jjest istotnie nieprzypadkowe. Fanatyzm i nietolerancja posługują się wszędzie tym samym językiem. Również chrześcijański fanatyzm.
    To co czynisz Komory, przypomina analizę zbrodni żydowskich dokonywaną przez Ochrane na podstawie strasznych fragmentow „Protokolow Medrcow Syjonu” wyprodukowanych przez Ochrane wlasnie. Najlatwiej ustawic sobie wroga a pozniej w niego godzic.
    Z mojego punktu widzenia jest to estetycznie naganne i intelektualnie nieuczciwe. Sadze jednak ze jestes wyznawca pogladu iz cel uswieca srodki.
    Z heteroseksualnymi ukłonami
    T.

    Polubienie

  28. Odpowiedź dla telemacha:

    Niestety nie masz racji przeczytałem w oryginale pełny tekst deklaracji Marshalla Kirka i cytowany przeze mnie (za „Gościem Niedzielnym” i „Rzeczpospolitą” artykuł „Przerobić heteroseksualną Amerykę”, nr 139/2007) tekst nie jest obróbką, przeróbką ani manipulacją. Pracując tu, gdzie pracuję moim obowiązkiem jest takie publikacje znać. I dlatego proszę nie próbować posądzać o manipulację … Bo to jest właśnie nieuczciwe i nie muszę mówić rodem z jakiej gazetki 🙂

    Polubienie

  29. „defendo” – zaś jeszcze raz pytam na jakiej podstawie nazywa mnie homofobem? Czy tylko dlatego, ze nie zgadzam się na gejowski terroryzm?

    Polubienie

  30. Komory, to ja poprosze w takim razie link do autoryzowanej wersji tej deklaracji. Jesli mozna prosic. Byc moze moja wiedza na ten temat jest niekompletna. Ja znam tylko jedną pozycję Kirka Marshalla dotyczącą tej tematyki: „”After the Ball: How America Will Conquer Its Fear and Hatred of Gays in the ’90s.” książkę wydaną przed nieomal 20 laty a zawierającą wskazówki dotyczące strategii PR dla ruchu LGBT. O deklaracji zwanej też „homosexual agenda” czytałem, że jest wytworem jego oponentów. Tylko, jeśli mogę prosić to link do materiału oryginalnego i autoryzowanego przez jego twórcę nie zaś do platformy propagandowej typu „Focus on the Family”. Albo polskiej prasy konserwatywno-katolickiej zamieszczającej materiały wtórne.
    Z góry dziękuję.

    Polubienie

  31. For telemach:

    Unhappily my text of gay agenda is not authorized by Kirk Marshall. What I have, is only a pamphlet I get from one of my patients. So I am disappointed and I am disappointing “telemach”. Sorry.

    See below the text I have :

    1. „Talk about gays and gayness as loudly and as often as possible.”
    2. „Portray gays as victims, not as aggressive challengers.”
    3. „Give homosexual protectors a just cause.”
    4. „Make gays look good.”
    5. „Make the victimizers look bad.”
    6. „Get funds from corporate America.”

    Polubienie

  32. @komory
    I am truly impressed by your last comment. We are not always of the same opinion but it was all along a privilege and good feeling to deal with an adversary with honesty, good-will and decency.
    So there is nothing to be sorry about. Who is without fail should throw the first stone…

    Polubienie

  33. @telemach

    Hi, as you certainly know it is a very difficult task to get an official and authorized text of the gay agenda, because officially nothing like that exists, however the reflective and insightful reading of the Kirk’s book doesn’t leave any doubt about the goals and targets aimed in the publication.

    By the way I am however amazed by your former statement : “Z mojego punktu widzenia jest to estetycznie naganne i intelektualnie nieuczciwe. Sadze jednak ze jestes wyznawca pogladu iz cel uswieca srodki.”

    Esthetic category as the point of reference for the assessment of the honesty of our discussion is pretty amazing or even amusing :). I understand that it will be rather awkward for you to call on the ethic or moral category :-). Obviously I am not searching my rights by all means. Sorry for switching into English. I hope sometimes it’s easier …

    Polubienie

  34. „Esthetic category as the point of reference for the assessment of the honesty of our discussion is pretty amazing or even amusing :).”

    Dear Komory,

    as you probably noticed, despite my heritage and education, one can’t exactly call me a christian. But paradoxally it’s my strong belief, that following sentences are true:
    „Beauty is a gift, the value that governs the realm of feeling—from transient, material emotions to sublime feelings of soul. Beauty discloses an integrating, evolving universe. Realizing the beauty of truth prepares us to participate in the beauty of goodness.”
    I am simply attracted to the idea of beauty and sipmlicity as important criterions of quality of argument schemes. Aren’t you?

    Sorry for my delayed answer.
    T.

    Polubienie

  35. Answering „telemach”:

    Thomas Aquinas stated:
    „Unum et Bonum et Pulchrum et Veritas et Esse convertuntur” what does it mean? „Oneness and Good and Beauty and Truth and Being converge” or Being, Truth, Goodness, Beauty and Oneness are the same. You cannot say that something is Good if it’s not true and beautiful and unique or in perfect harmony or accord.

    If you destroy the unity of the transcendentals (see above), separating goodness from beauty, truth from uniqueness you destroy the being itself. So the idea of beauty and simplicity cannot be separated from the idea of truth and being. In other words: where do we have truly the criterion? In being as such in the existence of something which is beautiful, true, good, one. And so, we don’t invent or create anything (goodness, beauty, truth etc.)… we only discover what already is, what exists. And this is independent of the outcome of yours or mine studies.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.